Strona:Żywe kamienie.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tkliwe, dla oświeconych pomstliwe. My to, klerki, kazimy serca, — bodaj i przeory, biskupy, papieże nawet! — my krzywdzimy świat, a poniżamy prostotliwe... Zaiste, głęboko wejrzeć musiał w serca maluczkich on człek, który na grobie swoim, w kościele Wormacyi te słowa wyryć sobie kazał:

Rychlej morze wypite, a demon pod gwiazdy
wywyższony będzie
Niźli oświecony przyjaźń prostaka posiędzie“.



Przysiadł przeor w głębi krypty, u grobowej ściany, by w świetle latarni wyciągnąć z zanadrza jakoweś karty, dobyte niedawno ze skrzyni. — „Znam! Znam!“ — powiadał dziś jeszcze niedbale o tych strzępach goliardowej ,Apokalipsy‘, błąkającej się w odpisach śród oświeconych. Śmierć, osłoniwszy powagą i te strzępy, każe mu teraz odczytywać niecierpliwie one wędrowania goliarda z Pitagorem po piekle i czyścu.
Czyta tedy na traf:
„... Za dymu siarkowego chmurą ujrzałem czarny korowód postaci mniszych wlokący się ponuro. I usłyszałem, jak okrzyknął się chórem siedmiokrotnym: „Panie!... Panie!... “ Zadrżałem na to wołanie straszliwe. I opuściły mnie czucia wszystkie, gdy się łamała pieczęć siódma...“
Wypadły przeorowi z rąk te karty.