Strona:Żywe kamienie.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczurom na żer, pająkom na osnucie. A tworząc wciąż, boryka się z ciała ostateczną bezsiłą: raz po raz tężcowo przeginał mu się grzbiet. — Nagle głuche stuknięcie głową w tył: „Chryste, w ręce Twoje!...“ Miękko plusnęły dłonie o podłogę. Już cisza. Exitus.
Wówczas śmierć, — widzieli stróże i zbiry, — opuściła chyłkiem dom jego.