Strona:Żywe kamienie.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dachówki tam pewnie widać, teraz, po nocy, ciemność jeno ponura zwisa stamtąd na wnętrze całe. Bo żużle na kuźni, przed miechem, rzucają cały blask swój ognisty w czeluść nawisłego dymnika, a bokiem zamrok już tylko ścielą czerwony, — aż po te balaski nawisłego w izbie ganku, aż po tę zieloną polewę pieca, wielkiego jak chałupa. I mienią się te blaski kuźnicy, skrzą tu i owdzie, na żywych spiżach, których pełno wszędy.
Dziwne kształty!.. Oto drzwi do ambony kościelnej, w spiżu kute. Na nich, śród kunsztownego poplotu liści, jakoweś pół-męże i pół-tygrysice w objęciach grzesznych, jakoweś centaury, smoki, dziki, sprośne małpy i rozszalałe lwy... Pogaństwa majaki? czy piekieł upiory? czy może żądz i szałów człeczych wyobrażenia, na przestraszenie sumień w kościele? Bo nad tem wszystkiem koguta widać: ptaka czujności i pokuty. — Tem ci bardziej niepokoi sąsiedztwo takie: kacerza to może robota potępiona? — Oto u podstawy olbrzymiego świecznika, zdziaływanego przy samej kuźni, widać jednożca z głową na łonie dziewicy, — za figmentum Zbawiciela u łona Matki. I owo: jelenia u strugi, — obraz duszy, żądnej zbawienia.
Alić tu obok: śmierć tańczy z mnichem zakapturzonym. Na ratusza wieżę zdziaływane to jest, by, co godzina, pod hejnał, wyskakiwała ta para z budki, na swe pląsy przed oczyma ludzi. Machina ku temu, cała z kół zębatych, już się, — widać pobok, — przez mistrza obmyśla, buduje i klepie... Kształtów