Strona:Żywe kamienie.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o ducha skrzepienie, ujrzał nad drzwiami anioła w kamieniu z lilią u piersi.
„Bacz waść na wysoki próg, jaki masz przestąpić: w trzy stopnie zdziałać go pani kazała, aby oznaczały wiarę, nadzieję i miłość“.
W omroczeniu przestąpił trójpróg tęsknoty, nie widząc nic prócz modrej strugi światła od jednej z szyb okiennych. Przykląkł, jak trzeba, na jedno kolano — i usłyszy nad sobą głos księcia:
„Królowo, oto wielkoludów pogromca z przed roku, a jeniec mój dzisiaj, którego Twojej, pani, łaskawości oddaję“.
W szelestnym zawiewie wonności, zwieszające się od łokci pani biało-srebrne rękawy objęły przyklękłego, właśnie jak te skrzydła anioła, gdy dłonie jej podawały mu się za oparcie, aby powstał. Ledwie się podjąć zdążył, poczuł na wargach muśnięcie powitalnego całunku. Nie wypuszczając rąk jego z paluszków lekkich, zwracała go pani ku damom świty dla ukłonu, i wiodła w nyżę okienną.
„Siądź przy mnie, miły panie, radać widzę“.
Chciał było godnie odpowiedzieć na to łaskawe powitanie obyczaju dwornego, lecz sięgnął młody po słowo zbyt głęboko w pierś: ugrzęzło w grdyce. Sprawnością kobiecą odpowiadała pani za niego sama szukając zarazem prędkiej okazyi śmiechu, dla ździałania w panach większej śmiałości.
Słów jej już nie słyszał, zapatrzony ku górze, gdzie się dlań trzepotało jej śmiechu ptaszę.