Strona:Żywe kamienie.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przetrwanie, mleko marzeń, któremi karmią płody mężowe w żywocie swoim, śród łez u kądzieli... Łodzie bezsterne u brzegu grał, i to trzepotanie się żaglów w huraganie rojeń, gdy się wszystkie mewy burz dalekich zlatują na żale, na biady, na lamenty... Grał wieżę utęsknienia i łabędzicę w niej zaklętą, i ockniętej na baszcie orlicy krzyk:

Kto zwał?!.
Kto ważył się w mą bliż?
Czy wichr mnie targnął wzwyż,
Z burzowych schronów zwiał
Na skwir?!.
Czy orzeł w lasów głuszy grdał?
Zwołaną zniósł w ten lot na schwał:
W tęsknoty wielkiej wir
Śród — cisz?..

Gądł tęsknice i tuhy niewieście, grał kobiet żądze strzeżone.
A gdy gęśle opadły, wystawioną przed się dłonią prosił żongler o baczenie na słowo:
„I mówi się dalej:“


W bizanckiej szacie z zielonego achmardu, złotem w ptaki-gryfy szytej, w korduańskich chobotach długodziobiastych, a płaszczu białym, krwawnika wielką klamrą na piersi spiętym, w złotej obręczy na doramiennych włosach płowych: — tak wstępował pan