Strona:Żywe kamienie.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opanowawszy serca bicie, uspokajał się mnich, jak mógł, w tej trwodze.
„Wspominał ich wszystkich dzisiaj i przeor nawet sam, powiadając jak to żonglerów opowieśćmi o rycerstwie błędnem wykarmiła błogosławiona Pia tęsknoty syna swego, — za co joculatorami Boga nazwał potem Franciszek zakonniki swoje. Wspominał ich przeor za tą dziwną w niedoskonałości moc, która serca tak płodnemi czyni!... Nie dziw tedy, że się tu, pod klasztor duszami garną, jak przed rodziny swej prawej dom, kędy wspominają i najmarnotrawniejszych... Po mnisze snadź pacierze zjawiają się na Ave mdli bracia franciszkanów.
Ni to dymy rdzawo podświetlone w słońcu, ni błękitniejące po cieniach opary, ponoszą się ich postaci po ścieżkach ogródka, gdyby dusze po kręgach czyścowych.“
Przesuwał mnich kostki różańca, w litanie zaszeptał się cały.
Nad pacierze kolebiące w nagłych rozbłyskach tej lampy głębszego jeszcze czuwania, jawi mu się wciąż jeden obraz, — do przeora księgi, myślał. Na oblamionej zawczas karcie, w onej ramie z mieczy i różańców, tarcz i lilij, gęśli i palet, wraz z ptakiem Feniksem w ogniach odrodzenia, — w onej to ramie właśnie, może przeor pozwoli wymalować rzecz upragnioną.
A gdy z nawykowym przyjękiem pobożności powracała litanii fala, w monotonnego głosu