Strona:Żywe kamienie.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiódł goliard oczyma za tym przypadkiem; zamyślił się, zatulił w swą szatę klerka.
„Poucza wiedza, — mówi, — jak to wąż grzech oznacza, zając — namiętności człecze. Spłoszyć obu nie trudno; tylko, gdy wąż gnuśnie tuż przy nas w ukryciu się zaczai, zając szparko precz odbieży — gdzieindziej.“
Nie wierzy coś dziewczyna, by zając aż tak daleko odskoczyć miał. Wie natomiast, jak to oświeceni consolationem i żądz opanowania w filozofii szukają.
I że z nią łatwiejsza kobiecie robota, niźli z zazdrością.


Więc po niejakim czasie tak ciepło na niego popatrzy, tak długim zaciągiem wybłyśnie ku niemu z pod rzęs, że on tylko się nachmurzy, w tem żywszem przypomnieniu herolda. I palcem surowo przed sobą zamacha.
„Nigdy!“
Z okrągłych w tej chwili warg mignie ku niemu ruchliwszym od żmii językiem. I, wzruszając ramionami, odchodzi sobie na bok. Poprawia warkocze, nuci coś przekornie.
Dąsa się.
Lecz oto jeden, drugi kamień, na który wskoczyć wzięła ochota; — potem już, jak wiewiórkę, z głazu na głaz ponosiło samą. Że grobowcowe to