Strona:Żywe kamienie.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przytrafia się zaś każdej kobiecie; niechże raz wie, durny, każ-dej! Żadna jednemu wierną nie zostanie bez szczególnej pomocy Bożej. Tylko, że każda wówczas zatai swoje, wyprze się w żywe oczy, zabałamuci. O, jakież niedobre bywają kobiety! jakie pełne fałszu i obłudy wszelakiej! Ale przez was to właśnie stają się takiemi, — żebyście wiedzieli. O, jakżeście wy wszyscy jednakowi.“
„Wszyscy!“ — podkreśli goliard jadowitym tonem.
Więc ona, czując, że się przegadała, tem gniewniej wywodzi swe żale. — I to jeszcze: czy djabłem aby tamten nie był? — tem się, głupi, troska. Gdyby ona była mężczyzną, tożby jej wtedy wszystko jedno było, jakim tamten był z siebie; choćby i djabeł sam.
„Choćby i djabeł sam!“ — odmachnie się goliard oburącz, nazbyt już cierpko w tej chwili.
Ta niezazdrość znowu zupełna stropi ją w nagłe zamyślenie. A po rozważeniu urazi tem głębiej. Więc pocznie tem gwałtowniej snuć swoje żale i motać je niecierpliwie. A gdy się w tym pośpiechu mówienia nasupła znowu jakie uogólnienie niepotrzebne, — wybuchnie napewno płaczem krzywdy serdecznej.
Tego się goliard bał najbardziej; nie z tkliwości przecie, lecz z niesmaku oświeconego człeka: — wszędzie na świecie jest więcej ładu, niźli w głowie kobiecej.
Z za cierni i głogów klasztornego wału wychylił się zając, a spostrzegłszy ludzi, położył słuchy na grzbiecie i śmignął co tchu w skokach polotnych.