Strona:Żywe kamienie.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
U

Udręczony tęsknotą poniechał pan Lancelot błędnego rycerstwa; u dróg rozstajnych pożegnał Parsifala, niewyleczonego jeszcze z ran świeżych, i wracał do Karduelu.

Z bram miasta, wraz z żebraków natręctwem, wyszło naprzeciw niego jakby własne serce jego, rozżalone tym lat ubytkiem, który łzami witać nam każe ojczyznę niedoli i szczęścia. Odczuł i koń poczciwy błędnego rycerstwa smęt: prężył łeb ciężko zwieszony i w stępie wolnym niuchał wzdętemi chrapami ziemię rodzimą: ziemię zmysłów młodych. Otaczali ich rojem żebraki i trędowaci, jak to stado kraczące a niesyte.
Wybiegało rycerza spojrzenie nad miasto, ku murom, wieżom i blankom, póki na rzeki i drogi zakręcie, wśród zamczyska rozłogów, nie wejrzy nań dworu samego jasność.
W trzy łuki okno narożnika było. W środkowym jego rozworze, między kolumnami, stoi pani: że bez płaszcza, od kolumn bardziej smukła, w złote po bokach warkocze wąsko ujęta i w tych rękawów