Strona:Żywe kamienie.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwsze!.. pierwsze życie! powtarzaj za mną, bracie, czemprędzej, by djabeł, który się w tobie miota, nie zamknął ci tem bluźnierstwem drogi do wtórego życia: — za temi tu murami, — gdy do nich prawdziwie zatęsknisz, — serca skruchą, a nie pychy raną... Pierwsze! mów za mną, jak każę!“
„Pierwsze,“ — powtórzy goliard posłusznie.
I wtedy dopiero przeor, uspokojony, odjął mu dłoń swą z przed ust.
Goliard tymczasem o wtórem, o nowem życiu pytającym głosem do się coś powiada i po celi franciszkańskiej jakby za niem się ogląda. I ukrywa twarz w dłoniach. Zmaga się a boryka z żalem jakowymś, który mu piersi aż podrywa. Póki mu przeor siłą tych rąk z przed lica nie oderwie i nie zatrzyma w swoich.
Mnich zaniepokoił się wobec tego nad swą księgą; a że przywiązany do stołu, wyjść nie mógł, nasunął czemprędzej kaptur na oczy i oburącz przysłania uszy — przed świętą tajemnicą spowiedzi.
Omylił sie jednak brat Łukasz w pobożności swojej: obu tamtym nie do spowiedzi było. Oto przeor, po krótkiej z goliardem rozmowie i wypytywaniach o coś, chodzi tam i sam po celi; a choć się bardziej niż zwykle trzęsie broda jego siwa, krok zdał się mocniejszy, żwawszą postać cała. (Tak bo zawsze odmładzał się przeor, ilekroć poeta jaki wędrowny zabłąkał się bywało do klasztoru).