Przejdź do zawartości

Strona:Żywe kamienie.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Krótkie jest też i nie duże ukontentowanie twoje, — nawet przy kobietach, myślę.“
A on, zerwawszy się na nogi, staje w koguta postawie. Że zaś wyżej nie sięgnął, zatargał tylko oburącz koniec tej brody wielkiej na fartuchu:
„Czemu, kowalu, chcesz nam omierzić wszystką lubość życia? A więc i te cyc... tfu, jak gburnie powiadasz! — te piersiątka lube? Czemu wszystkie serca mają być tak odęte, jak twa broda na brzuchu? Takie zawzięte na się ku najsmutniejszej jakby doli — w czynieniu rzeczy ogromniastych i długich na żywot cały?“
„A czemu kościoły stały się takie przeogromne, że nie starczyło ku ich ukończeniu dwóch pokoleń?.. Sam-że ja dałem połowę żywota mego, — ćwierćwiecze nieomal, — dźwierzom kościelnym, na których zdziałałem ze śpiżu wszystkie klęski rodzaju człeczego, od wygnania z raju począwszy, a zakończyłem — ku pasyi kanonika — ostatnią nadzieją rodzaju człeczego — wedle zamyśleń moich. Pójdź kiedy, popatrz uważnie... Dziś już tylko kowalstwo a płatnerstwo pozostało mi: nie trzeba innej pracy mojej grodowi memu.“
Osmętniał na chwilę; by, targając brodę, podjąć znowu w pomrukach:
„Pokolenia dwa!.. A pożytek jaki?! — grodzianom, panom i Bogu bodaj samemu?.. Nie obraziłby się pan Bóg na kościoły prędsze i lichsze. Tylko człek każdy przy nich nazwyczaiłby się coraz mniej wymagać od siebie, od ludzi, — a na ten koniec i od su-