Strona:Żywe kamienie.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nurza się w łuskowej naszyjnicy; wpodłuż spoczywa miecz srogi. Zbodły się nogi, shaczyły ostrogami stóp długich. Zasępił się, skobuział cały w zamyśleniu. Ulgła się kolcza zbroja w gibkość osmętnionego ciała; słania się głowa w szołomie ciężka: — taka w nim całym zaduma nad człeczą dolą, taka frasobliwość zamierzonego czynu...
I otwierały się żonglerom oczy i gęby, w zdumieniu nad niesamowitą mocą bohaterów — opowiadanych. Iszczą się snadź w życiu osobliwym czarem.
Drugi rycerz tymczasem tyłem przysiadł się do stołu, rozkrzyżował poza sobą ramiona, szeroko rozwiał poły purpurowego płaszcza. I tak się wagantom przygląda, jakby każdego z kolei na wagę tu kładł i siły jego obliczał. „Chłopy na schwał!“ — zwraca się do towarzysza swego.
I rzuci nagle na izbę gromko i weselnie, jakby ich wszystkich do tańca tu prosił:
„Pójdziecie, chłopcy, bić się — za przewodem naszym?“


Posiała się w izbie cisza długa i uparta.
Rumor nagły rozlega się śród niej na schodach. Ktoś zstępujący potknął się tam w ciemnościach i stoczył o kilka stopni z pomrukiem przekleństw. — Na skręcie ukazuje się fartuch skórzany, broda po pas i ognista gęba płatnerza.