Strona:Żywe kamienie.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieć się będą księża i pany! I skąpce na worach! I godności dufne!“ — Cieszy się gadkarz onem powitaniem, zaciera łapy, a ruchliwą gębą zębatą pocznie parskać, strzydz nią i otrząsać: właśnie jak ta wydra, gdy rybę chwyci. „Wydroż ty, wydro ze świata ucieszna, najdziesz dosyć karmi w stawisku naszem!“
Gdy ścichły, nawet w pamięci ludzi starych, rapsodów kobza i głos u studni wieszczący gęsta rycerskie, ten ci z wędrownych stał się ludziom najmilszy: fabulator innobilium, mieszczan jurnik i pomściciel w śmiechu, — sam dla nich niczem rycerz błędny, gród wyzwalający.
Krwi ludzkiej w żyłach ruszenie niosą swem pojawieniem ludzie wędrowni. Bo w rumorze i zgiełku ogromnym bije od tych gromad ochoczego ducha żywotność zaraźliwsza nad smutki.
Joculatores!“ — huka po ulicach niezbożne „hozanna“ dla wagantów sprośnych. „Igrce w gród walą!“ — rozbiega się nowina po mieście całem.
Za bławemi szybami w ołowiu, w domach co zacniejszych, prześwitują jasne główki pań z barwną taśmą nici u szyi, a pracowite paluszki jeszcze u szyb zda się wzorzą krosien obrazy.
Wypatrują oczy w ulicę:
„Któryż to między wami żongler będzie: romansów opowiadacz? Niech zajdzie w piekarnię. Nakarmię, wykąpię, odzieję w szaty nowe, wszystkie lampy wieczernika rozjarzę, dzban wina wystawię