Strona:Żywe kamienie.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stoszały po grodach kościoły i warsztaty zarazem; objęło tłumy wielkie zobojętnienie zarówno dla spraw duszy jak i ciała. Że zaś łoża snem już tylko nęciły, więc zaniedbywane kobiety taką cierpkością i swarem wypełniły miasto, iż mierzło przez nie wszystkim i życie nawet samo. W oczach młodzieży nie dojrzysz ciepłych płomyków otuchy, jeno błyski zimnego szydu nad sobą, nad ludźmi i życiem; opróżniły im się piersi z tęsknot i nadziei. W popiołach życia dogasały ostatnie żużle zapału.
Ten trąd na dusze: grzech nierządnego smutku, imieniem Acedii przez kościół potępiony, ział omartwicą na życie świeckie i duchowne.
Powiadali — że Pan Jezus ukrzyżowan nie zmartwychwstał, a krzyżuje się wciąż w każdej chybionej doli człeczej: w wygasłej piersi młodziańskiej, w męskiej sile starganej daremnie, w zagoryczeniu niewieściem, w kwiecie zmrożonym i nadłamanej trzcinie. Każdy wlókł nietylko krzyż swej doli na grzbiecie, ale i krzyż Bożej Męki w piersiach; a chybieniem swego życia — żywego Boga w sobie zdradzał: nowy Judasz na nowe męki go wydawał. Świat stał się Golgotą sumień, rojną u stoków od czarnej szarańczy Judaszów — aż po nieboskłony krwawe.
Pod chmury wypiętrzone ogromy tumów runąć chyba miały, bo niskie smutki człecze toczyć już jęły kościoła fundamenty — rzekniesz, nawet opokę Piotrową samą skruszyćby zdołały!
Daremnie kościół, w obronie siebie samego, wzywał, za świętym Pawłem, aby ludzie pilnem przykła-