Strona:Żywe kamienie.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miech w kuźnicy ducha, nie oprze się mocnemu naciskowi sumienia. Opadła. I dobyło się z niej jakby to żywe i twórcze tchnienie Bożego ducha, zmarnowanego w ciele jego człeczem — (nie jednoż to: czy dla kochanki, żony, dzieci lub chudoby?) — westchnienie najboleśniejsze, jakie człek znieść zdoła.
Pokonała go sromotnie Parsifalowa zbroja sama, wywieszona u bramy płatnerza.
Ale i w turniejowem potkaniu, im przeciwnik znamienitszy, tem mniej dopuści, aby powalonemu smutek pognębieniem się stał, — pod ramię zwykł go tedy prowadzać dzień cały. — Tak się dziwnie zdało goliardowi, że ramię jakieś przemocne podwiodło go siłą przed złotniczą komorę i roztargnieniem oczu ratować mu się każe od nadmiernego przygnębienia myśli.
We wnęce muru za kratami widniały garbate szkatuły misternie w żelezie kute, — krzyżmały i cyborya o surowem tchnieniu wielce pobożnej pracy, — palec szczerosrebrny z pierścieniem biskupa, — klucz srogi, rzekniesz Piotrowy, bo o takiej mocy wejrzenia, — jakieś skrzynki i puzdra z niewidną pieczęcią tajemnicy, — w kości słoniowej cięte stacje Męki na ołtarzyki klęcznikowe, — miedziane krucyfiksy barwione polewą, czarki z opalu w obrzeżach złotych, — roztruhany królewskie rzezane w krysztale, — białe rolandy łowieckie, w których drzemią hejnały, — wreszcie w ogniu kamieni szlachetnych monstrancje złociste, spiętrzone kunsztownie, ku przechowaniu świętych kosteczek męczenników Pańskich.