Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/08

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ty, która mrzesz i gorzesz jasnością swej mocy,
Biała, okrutna, śnieżna, lodowata nocy!
A twa siostra samotna, siostra ma wieczysta,
Marzenie me, ku tobie pójdzie. Tak przejrzysta
Potęga serca mego, które o tem roi!
Samotnam ja w ojczyźnie jednostajnej mojej,
A wszystko wokoło mnie w bałwochwalstwie żyje
Czci zwierciadło, co w sennem swojem szkle odbije
Herodyadę — o jasnem z dyamentów oku!
Czar najwyższy! Samotna jestem pośród tłoku.


NIAŃKA.

A więc pani chce umrzeć?


HERODYADA.

Nie, babuniu droga —
Uspokój się i przebacz, że ma dusza sroga,
Lecz nim wyjdziesz — proszę cię — zamknij okiennice —
W szybach lśnię seraficzne lazuru źrenice,
A ja go nienawidzę — lazuru! Głębiny
Fal toczą się, a tamże nieznasz-li krainy,
Gdzieby na zdradnym, chmurnym nie lśnił niebo-salonie
Wzrok Cyprydy, co wieczór w gąszczu leśnym płonie:
Chcę tam ujść... Zapal jeszcze (dziecinne to troski,
Powiadasz?) te pochodnie, w których płaczą woski
Jakimś nie swoim płaczem — pośród złota pychy!


NIAŃKA.

A teraz?


HERODYADA.

Żegnaj.
....Ha, wy kłamiecie kielichy
Nagie mych warg. Ja czekam niewiadomej rzeczy,
Okrzyków, w których dusza sama sobie przeczy
I rzuca w świat najwyższe łkanie, umęczone
Oczekiwaniem cudu, przeczute, wyśnione,
W którem nakoniec strąca lodową osłonę!

Przeł. A. Lange.