Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Sang. Tyś to powiedziała?
Eliasz. Ta wątpliwość Racheli nie dawała nam odtąd spokoju. Poczęliśmy badać. Poczęliśmy szukać wstecz tych ideałów w historyi — i wyszliśmy daleko poza rachubę naszej ery.
Rachel. Te ideały, wszystkie razem, są o wiele starsze niż chrześciaństwo.
Sang. Wiecie o tem, moje dzieci.
Eliasz. O wiele wcześniej głosili je inni marzyciele — — —
Sang — — — marzyciele Wschodu i Grecyi w czasie powszechnego zwątpienia; kiedy tylko najlepsi zachowali tęsknotę i dążenie do krain, gdzie wszystko miało być nowem — dalej, dalej mówcie! — Ja to znam.
— A więc na tem potknęliście się. Mój Ty Boże!
— Jak gdyby nowe królestwo, tysiącletnie królestwo nie miało być mimo tego prawdą, dlatego, że było dawnem starodawnem marzeniem Wschodu.
— A że daje na siebie tak długo czekać, że aż słabsze usposobienia śmią nazywać je niemożliwem marzeniem, a jego wymogi niemożliwym ideałem — to i czegóż to dowodzi?
— Przeciwko nauce — nic, chyba przeciw tym, którzy ją głoszą. O tak, — wiele przeciw tym, którzy ją głoszą.
Nie chce więcej o nich mówić, — powiem wam tylko, co mnie się przydarzyło. Widziałem, jak chrześciaństwo czołgało się na brzuchu, — wszędzie tam, gdzie była większa wyniosłość. Czy nie dzieje się to dlatego, pytałem sam siebie, że wszystek świat wyszedłby z zawias, gdyby się ono podniosło? Czyż chrześciaństwo jest rzeczą nie do urzeczywistnienia? Czy też może tylko ludzie nie mają dość odwagi?