Ta strona została uwierzytelniona.
Eliasz. Gdybyśmy o tem mówili całymi dniami mój ojcze, — jeszczebym tego wypowiedzieć nie zdołał.
Sang. Nie; do tego sam się nie nadaję. Nie umiem rozprawiać o wierze. Nie rozumiem się na tem zupełnie.
Eliasz. Posłuchaj mię jednak!
Sang. Chyba, że sprawi ci to ulgę, mój synu. Ale czy nie umiałbyś mi powiedzieć krótko i węzłowato — w kilku słowach? — Co was do tego doprowadziło, co was, moje dzieci, co was skłoniło do tego?
Eliasz. Powiem w kilku słowach. Rachela i ja przekonaliśmy się, że niema chrześcian takich, o jakich nas pouczałeś.
Sang. Ależ, dzieci! —
Eliasz. Posłałeś nas do najlepszych, jakich znałeś. Niezawodnie byli to najlepsi. Ale Rachela i ja wkrótce innego nabraliśmy przekonania, a Rachela wypowiedziała je pierwsza: — Jest tylko jeden prawdziwy chrześcianin a tym jest — nasz ojciec.
Sang. Cóż znowu — moje dzieci!
Eliasz. Gdyby inni byli przynajmniej choć w części do ciebie, ojcze, podobni — to z pewnością nie czulibyśmy się rozczarowani: Ale to ludzie całkiem inni, — nawskróś różni.
Sang. Co chcesz przez to powiedzieć?
Eliasz. Ich chrześciaństwo to zwykła umowa, kompromis. W życiu i nauce, w teoryi i w praktyce poddają się istniejącemu stanowi rzeczy — to znaczy temu, co istnieje u nich i w ich czasie: instytucjom, przesądom, zwyczajom i stosunkom ekonomicznym tudzież wszelkim innym.
Sang. Czy nie za ostry to sąd?
Eliasz. Ty szukasz w tem wszystkiem pierwiastku idealnego i dajesz mu się powodować. W tem tkwi różnica.
Sang. Ale cóż was może obchodzić ta różnica, moje dzieci.
Eliasz. Dała nam wiele do myślenia, ojcze. — Czyż może cię
to dziwić?
Sang. Myślcie, ile chcecie, tylko nie sądźcie nikogo.
Rachela. I nie czyniliśmy tego w rzeczy samej. A wiesz dlaczego, mój ojcze? Bo widzieliśmy że ich nauka była dla nich tak naturalną, jak Twoja nauka dla Ciebie.
Sang. A więc —