Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raz zjawili się mówcy. I ja, jak mnie tu panie widzą, też gardłowałem nie gorzej od innych. Mogli byli i mnie zabrać do Chalons i też rozstrzelać...
Senator, wzdychając ciężko, przebrnął salon błękitny, zaczepiony przez lokaja wziął filiżankę herbaty i lawirując wśród stolików, omijając zagadanych gości, poniósł ją do sąsiedniego pokoju. Był to tak zwany gabinet „dywanowy“, zaciszny i przyćmiony. Chlubą jego były autentyczne arrasy, dwa Coroty i olbrzymi, na całą ścianę, mroczny w swych potężnych złotych ramach Velasquez. Przy okrągłym stole malachitowym w towarzystwie pewnego sekretarza ambasady brytyjskiej siedziały trzy upiory potężnej do tak niedawna i do ostatka najwierniejszej sojuszniczki Francji. Był to podsekretarz stanu Rządu Tymczasowego Amelikow, bohaterski generał Sołomow i rosyjski agent finansowy tajny radca Riżskij, których straszliwa katastrofa październikowa zastała w Paryżu.
Senator znał ich potrosze z dwuch konferencyj informacyjnych, na które w ostatnich dniach zapraszano go do ambasady na rue de Grenelle, jako członka komisji spraw zagranicznych Senatu.
— Cóż tam nowego mają panowie z naszej nieszczęsnej Rosji? Czy nie zaszło coś pocieszającego? — spytał bezmyślnie przy powitaniu, stawiając filiżankę na malachitowym stole.
W odpowiedzi podsekretarz stanu zaczął oglądać swoje paznokcie, tajny radca rozłożył ręce po-