Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XX

— Mój stary, nie pisałem od sześciu tygodni, bo spróbuj no ty wykomponować list w zawianej śniegiem kamiennej dziurze na wysokości tysiąca ośmiuset metrów nad poziomem Twego Hannoweru. Tu mnie licho zagnało z bataljonem. Wyprawili nas na łeb na szyję ratować sojuszników, gdyż ci już puszczali moskala przez wszystkie przełęcze karpackie. Człek się wciąż uczy na wojnie — nie przypuszczałem, że walka może się toczyć w takich zakazanych miejscach, tymczasem front, okopy, druty i wszystko, co za tem idzie, ciągnie się het przez grzbiety, przełęcze, szczeliny i szczyty górskie jak na równinie. Wisimy tu pod niebem i w pogodę rozpościera się przed nami nieogarniony obszar świata. Czarowne góry... Choć siedzę tu od miesiąca, co rano, gdy tylko wyjrzę na świat, ogarnia mnie zdumienie, że nie wychodzę, jak być powinno, ze schroniska narciarskiego w Dolomitach na cały dzień rozkosznego biegu, ale idę na głupią zbiórkę poranną słuchać andronów pana feldfebla, lub jeszcze gorszych od samego pana kapitana. Zaniosło nas tu śniegiem i od dwuch tygodni wszelka