Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wobec Boga?! Pani sobie ze mnie drwi?
— Bynajmniej, jest to dowodem najgłębszego zaufania, że wogóle wyznałam panu moją tajemnicę. Pan myśli, że ja jestem z kamienia? Że mnie to nic nie kosztuje?
Generał nie mógł mówić ze wściekłości. Dźwignął się z ziemi od ubóstwianych stóp i zmagał się ze sobą. Wydzierał się zeń człowiek pierwotny, dziki brutal. Rozwiał się urok panowania Evy, niewolnik się zbuntował. Gotów był rzucić się na nią i sponiewierać te jej wszystkie świętości. Nienawidził jej do szaleństwa. Eva paliła papierosa, jej promienne, zielone oczy spokojnie wytrzymywały jego wściekłe spojrzenia. Wreszcie przemogły nawyknienia kultury, generał opamiętał się.
— Wasze ślubowania katolickie... mistyczne... Jeżeli to wszystko nie proste drwiny... Zapewne spowiednik pani, jakiś mądry kazuista jezuicki, dla złagodzenia ostrości tych wyrzeczeń pozwala a może i sam doradza... Z osobą tak miłą jak baronowa von Steth-Schulzburg znacznie łatwiej dotrzymać ślubu...
— Ach, pan posądza tę biedną Lisbeth?... Bardzo śmieszna zazdrość...
— O pani i o Lisbeth mówi cały Berlin!
Eva zaśmiewała się bynajmniej nie urażona i kaskadami śmiechu gasiła jego wymyślne złośliwości. Generałowi przypomniał się szatański urok szyderstwa Clary Jou-Jou, ulicznicy portowej z filmu „Jedna noc w Marsylji“
— Dosyć tych żartów, piękna Evo! Proszę mi