Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny? Pan wie, co mi na to pytanie odpowiedział w Paryżu szef gabinetu i minister wojny, mądry Painlevé? Licząc na pomoc Ameryki i biorąc pod uwagę wszystkie sprzyjające okoliczności, przypuszczał, że rozstrzygnięcie nastąpi mniej więcej za dwa lata — było to w listopadzie zeszłego roku, czyli na późną jesień 1919 roku... Walczący cyklopi mają czas, no a mnie, jak to panu powiedziałam, ta niemrawa wojna już się znudziła. A teraz, co ja biedna mogę uczynić?
— Otóż to. Lepiej było od tego właśnie zacząć.
— Każdy wykłada swoją rzecz po swojemu. Co mogę zrobić? Trzeba wśród niezliczonych momentów wojny odnaleźć pewien podstawowy pierwiastek, który sprawia, że dzieje się to, na co patrzymy. Weźmy jeden przykład. Żaden czołowy atak nie przełamie umocnionego frontu. Znamy niejedną tytaniczną, znowu „tytaniczną“ ofensywę, wszyscy pamiętamy Flandrję, Verdun, Sommę. W rezultacie miljonów pocisków, miotaczy min, miotaczy ognia i naprowadzenia ogromnych rezerw, pomimo zaskoczenia przeciwnika, mimo przewagi liczebnej i coraz to okropniejszych niespodziewanych gazów, atakujący był zawsze zatrzymany o trzy kilometry czy — co wychodzi na jedno — o trzynaście kilometrów od starej pozycji. Tworzył się na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów nowy zarys frontu, na którym nie zyskiwała nic strona atakująca, a zarabiali na tej zmianie jedynie wydawcy miłych, kolorowych mapek, przeznaczonych dla czytelników codziennych