Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na samego siebie. Putyfara już była przy nim. Pokorna, złamana, nieszczęsna, łzy w oczach... Była tak zmieniona, że doktor na pierwszy rzut oka pomyślał, że to jest przecież niemożliwe...
— Niech pan o mnie myśli, co pan chce... Jestem bez czci i wiary, jestem ostatnią... Ale ja nie mogę, nie mogę żadną miarą zostać dziś sama w domu... Na litość boską, panie Heim... ja błagam... Tylko dzisiaj... Czyż ją się panu tak zupełnie nie podobam?

Gdy wczesnym rankiem śpieszył do stacji, śnieg grubą warstwą okrywał ulice i padał wciąż wielkiemi płatami uroczyście i w ciszy. Miasto wyglądało odświętnie, stare lipy oblepione na wszystkich konarach i gałązkach puszyły się wspaniale w radosnym przepychu. Nawet konny pomnik miejscowego Wilhelma Wielkiego stał się piękny pod płatami śniegu. Doktór Heim szedł jak oczarowany, nigdy w życiu nie widział nic podobnego. Ocknął się jak ze snu w tajemniczym niespodziewanym świecie, gdzie niewiadomo jak się dostał. Coś się w nim nagle odmieniło, zdumiewał się samemu sobie, przystanął na rogu ulicy i z wysiłkiem przypominał sobie pewną rzecz, teraz właśnie najważniejszą... Ależ tak! Ależ tak!... Jest to może bardzo dziwne, ale przecież to rzeczywistość i innej niema. Powtarzał sobie i wbijał w głowę fakty wczorajszego dnia i wieczoru, i tej nocy — wszystko pamiętał, tak, ale niczemu nie ufał. Podejrzewał samego siebie. Czy on czasem —