Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o Boże — nie zmyślił sobie tego wszystkiego? Poco? Naco? Jak sprawdzić, gdzie on teraz jest? Ulica była pusta, szyldy nad sklepami — niemieckie, równie dobrze mógł to być Bern albo Zürich... Heidelberg? Pani Greta? W jakim języku on myśli w tej chwili? W niemieckim? W angielskim? Same absurdy, absurdy!
To zamącenie nie trwało więcej, niż przez jakąś najniklejszą cząsteczkę sekundy. Przemknęło. Na teraz rzeczą najpilniejszą było nie spóźnić się na pociąg, a dalej najważniejszą, żeby nigdy ani jednego razu więcej nie spotkać się z panią Gretą. Przestanie bywać u Hansa, zresztą ta Greta jedzie teraz na czas dłuższy do Karlsruhe, ale to też nie bardzo daleko — strzec się, strzec się piekielnicy! Nie chce jej drapieżnych pieszczot, ani jej niewolniczych ust, ani cynicznego bezwstydu, ani tragicznego finału spowiedzi nad ranem, ani potoków łez, ani całego jej dramatu niewiernej żony, śmiertelnie zakochanej w mężu. W rozkoszach tej nocy, w owych otchłaniach kobiecej psychiki było jednak coś nad wyraz plugawego. Przy nawpół obłąkanej wszetecznicy sam pogrążał się w zamęcie i teraz doprawdy nie wiedział już, co było tej nocy, a czego nie było. Wszystko pogmatwało się w pamięci. Coś jej jednak o sobie powiedział... W godzinie wzajemnych wyznań, rozjątrzony rozpustą, zatruty tym przeklętym koniakiem... Potknął się bardzo niebezpiecznie. A może mu się przywidziało?...
W pobliżu dworca wpadł w awanturę uliczną.