Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym przerzutem głównego żagla, łódź wraz z płótnami położyło na wodzie. Przemoczeni do nitki ledwie się wypętali i łódź wreszcie wstała, ale burza wzmogła się do takiej siły, że nic nie pozostawało, jak gnać za wiatrem na uszczuplonych żaglach. Dobili na drugi brzeg gdzieś niedaleko Montreux, zameldowali się, osuszyli się, ogrzali, zanocowali w oberży.
Tej nocy Mousson nie bardzo mógł spać. Wstał koło północy, cichaczem zabrał z kuchni wysuszone ubranie. Poszedł z uporem, dążąc ku czemuś niewiadomemu w długą zimową wietrzną noc. Gdy rozedniało, uczuł gorączkę, wielkie znużenie, zasiadł na stacji nadbrzeżnej i pierwszym pociągiem porannym pojechał w stronę Lozanny. Oto wszystko — bardzo krótka historja...
—...Nadeszło to, co przyjść musiało. Musiało, panie Heim, i inaczej być nie mogło. Obskurne licho zagnieździło się we mnie oddawna i siedziało cicho, czekało swojej chwili. Gdyśmy wyruszali na tę miłą wycieczkę, przysięgam panu, że ani mi do głowy nie przyszło... Sterowałem dobrze, przemagałem wiatr i fale... Wówczas wypełzło utajone licho i odebrało mi z rąk ster. Potem już samo szło. Pan myśli, że każdy może znosić bez końca swoje bohaterstwo, rany, zaszczytne ordery? Okopy, brud, wszy, ogień huraganowy, gazy, walki nocne na granaty? Smród trupi, strach, zmęczenie okropną nudą wojny? Mnie starczyło na półtrzecia roku, teraz zdumiewa mnie, że mogłem wytrzymać tak długo...