Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeszcze w panu pokutuje manja, przywleczona z Genewy, że ja wciąż jestem Francuzem?
— Panie Helm, nie warto się o to kłócić, ale pan mówi — wciąż — jakby z przekąsem, otóż kto raz już miał szczęście urodzić się Francuzem, ten musi być nim wciąż — aż do śmierci, a więc i teraz — w tej chwili...
— W tej chwili jest pan pijany i plecie pan trzy po trzy!
— Nic tylko w tej chwili... Przeciwnie, od pewnego czasu staram się ani chwili nie być trzeźwym!
— Jednak za pierwszem naszem spotkaniem tutaj był pan bardziej zajmujący.
— Pamiętam, pamiętam... Postaram się poprawić...
Przy drugiej butelce von Senden po zawiłym, wielomównym wstępie o losie ludzi wojny, o niedobitych trupach i różnych fantastycznych egzystencjach, rozpoczął wielką opowieść z własnego życia. Claude miał już w głowie miły zamęt, było mu wszystko jedno, czy ten człowiek jest sobie zwyczajnym gadułą, czy też dawnym tajnym agentem, który się z nim przekomarza, czy też i obecnie jest na służbie i dybie nań właśnie teraz, czekając, aż się napije lepiej i wreszcie się z czemś wyrwie. Najciekawsze byłoby, gdyby okazał się rzeczywiście agentem angielskim lub jeszcze lepiej francuskim, jak jego żona, pani Greta, ale i w tym wypadku nie doczeka się z jego strony poufałości ani zwierzeń.