Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biżuterię, srebra, zaciągnęłam pożyczki... I brakuje mi jeszcze ośmiu, dziewięciu tysięcy, a mam przyrzeczenie, że Ewaryst zostanie zwolniony natychmiast po wpłaceniu i że sprawa zostanie umorzona.
Pan Feliks zaśmiał się sztucznie:
— Pani jest naprawdę, proszę mi darować, lekkomyślną kobietą. Więc wyzbywa się pani wszystkiego, zaciągnęła długi i po co? Przecie jeżeli go zwolnią, on żadnej posady i tak nie otrzyma. Z czegoż będziecie żyć? Z czego płacić długi?... Bardzo chwalebne z pani strony i szlachetne, nie przeczę, ale nie widzę celu?...
— To mój mąż, nie mogę go zostawić bez pomocy. Uważam to za swój obowiązek moralny.
— Nie uznaję obowiązków moralnych w odniesieniu do defraudantów. I ja radziłbym pani nie pakować się w tę sprawę. Ja bo już go na oczy nie chcę widzieć i na próg nie wpuszczę. Taką krzywdę mi zrobić!
— Nie przeczę, ma pan prawo najsurowiej go osądzać, chociaż jestem przekonana, że stało się to nie ze złej woli, lecz z braku rozwagi, ze słabości charakteru, z ulegania szkodliwym wpływom. Jednak mam nadzieję, że w każdym razie zechce pan przyczynić się do ratowania Ewarysta.
— Ja?... Ja?... Palcem nie ruszę!
Zaczęła go przekonywać. Używała wszystkich argumentów. Chodziło już przecie tylko o stosunkowo niewielką kwotę ośmiu czy dziewięciu tysięcy. Pan Feliks wszakże był niewzruszony:
— Uważam to za bezcelowe, za marnotrawstwo — powtarzał.
Po długich naleganiach oświadczył: