Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to jeszcze jeden dowód, że miłość jest ślepa. Powiadam pani był wściekły i nazwał mnie rozwydrzoną smarkatą i zapowiedział, że ze mnie ziółko wyrośnie. Takiego senatora robił, a tymczasem sam cudzą flotę...
Tu zrobiła lewą dłonią gest, gest zagarniania do kieszeni.
— Ja nigdy nie wyjdę za mąż. Brr!... W ogóle nie należy wiązać się z mężczyzną. Ot, przelotny flirt, romans, ale bez konfidencji...
— Kaziu! Żebyś ty wiedziała, jakie głupstwa mówisz!
— Dlaczego głupstwa?... Że tak dotychczas nie było?... To jeszcze żaden dowód. Radia i samolotów też kiedyś nie było. A gdy sobie wyobrażę, że dostanę takiego męża jak tato, stryj, albo któryś z przyjaciół taty, to po prostu dostaję...
Umilkła i nadstawiła uszu. W przedpokoju trzasnęły drzwi i rozległo się donośne chrząkanie, później szmer półgłosem prowadzonej rozmowy i do salonu wszedł Feliks Malinowski.
Przytył, zaokrąglił się i jeszcze bardziej wyłysiał. Stanąwszy w progu odezwał się spokojnie, ale ostro:
— Kaziu, proszę natychmiast iść do matki. Nie jesteś tu potrzebna.
Dziewczynka zerknęła ironicznym spojrzeniem ku Bognie, powiedziała „przepraszam“ i wyszła. Dopiero gdy drzwi za nią się zamknęły, pan Feliks przywitał się milcząco z Bogną, chrząknął donośnie i usiadł naprzeciw z kamienną powagą w rysach.
— Przyjechała pani? — zapytał.