Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogła nawet marzyć o posiadaniu własnego mieszkania. Gdy ściemniło się, kazała znieść do dorożki kilka walizek, cały swój majątek i pojechała do małego hoteliku na Wspólnej, gdzie wynajęła pokoik za cztery złote dziennie. Mogłaby wprawdzie zamieszkać u kogoś z krewnych, lecz przede wszystkim musiała liczyć się z tym, że teraz, po roztrąbieniu przez gazety nieszczęścia Ewarysta, jego by tam na pewno nie przyjęli, a przecież o niego głównie chodziło. I w tym pokoiku będzie mu niewygodnie, ale zawsze będą razem.
Najtrudniej było z wydobyciem pożyczek. Do pokrycia całości brakowało jeszcze prawie osiemnastu tysięcy. I tu znowu trzeba było udać się do rodziny.
Rozpoczęła nową pielgrzymkę po krewnych i znajomych. Niestety prawie wszyscy wyjechali na lato. Ciotka Symieniecka siedziała w Vichy, pani Mirska na Wołyniu, Dina w Scheveningen, u Pajęckich zaś było tak krucho z gotówką, że sami szukali większej pożyczki. Wreszcie zdołała zebrać prawie dziesięć tysięcy, przy czym dwa pożyczyła od poczciwej Jędrusiowej. Większość zobowiązań pokryła, lecz przed wypłaceniem całości nie mogło być mowy o zwolnieniu Ewarysta. Wówczas przypomniała sobie jego kuzyna, Feliksa Malinowskiego. Nie było innego wyjścia i musiała jechać do Lwowa. Wskutek tego po raz drugi nie mogła skorzystać z pozwolenia widzenia się z mężem. Przesłała mu tylko bieliznę i prowianty. Chciała załączyć również list, lecz na to jej nie dano zgody.
— Trudno — myślała — tamto ważniejsze.
A musiała jechać osobiście, bo chociaż mogłaby o to prosić Borowicza, Miszutkę, Dorę Żukowiecką, czy ko-