Przejdź do zawartości

Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie. Wuj zamierza zrobić ze swoich dóbr rodzaj fundacji, chce podzielić wszystko na działki dwudziestohektarowe i osadzić na nich chłopów. Ma to być multum ordynacji. Ziemi nie wolno sprzedać, ani wydzierżawić, ani zastawić.
— Ach więc tak?! — zdziwiła się Bogna — a pan?
— Co ja?
— Przecie pan jest najbliższym spadkobiercą swego wuja.
Borowicz wzruszył ramionami:
— Nie mam na to wpływu.
— Ale pan nawet pomaga zrealizować ten plan, pozbawiający pana majątku, olbrzymiego majątku!
— Nie pomagam.
— Jednak umyślnie po to pan przyjechał.
Borowicz spojrzał na nią:
— Miałem i... inne powody.
Więc nie omyliła się. Pierwsze wrażenie nie zawiodło. Chodziło tu o nią. I znowu czuła wzrastający niepokój.
— Miałem i inne powody — powtórzył niepewnym głosem Borowicz.
— Zatrzymała się i spojrzała mu w oczy:
— Słucham, niechże pan mówi!
— Ach, — zaśmiał się, a raczej udał, że się śmieje — nic znowu tak ważnego, to jest... nic poważnego... Nie należy przesadzać...
Unikał jej wzroku, a Bognę opadły najgorsze przeczucia. Zbladła i chwyciła go za rękę:
— Panie Stefanie! Co się stało?
— Nic się nie stało — odpowiedział trochę poiryto-