Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

las, a my wśród nich żyjemy bezpieczni o swoją równowagę, w której znajdujemy siłę, nie siłę pędu lecz trwania. A owe wiedza i wykształcenie karczują ci wszystkie prawdy, podważają pewniki, burzą harmonię świata, napełniają umysł chaosem wątpliwości. I w końcu robią z człowieka to, że swoją niepotrzebnością sam się zatruje.
Bogna przypomniała sobie, co kiedyś mówił Borowicz:
— Kto wie czy szczytem człowieczeństwa nie jest absolutna nieużyteczność jednostki, jej zbędność w społeczeństwie.
— Zdradźże mi tajemnicę, mój drogi Walery — odezwał się profesor: — czym się wyraża twoja użyteczność? Tak na przykład twoja?
— Nigdy nie podawałem się za ucieleśnienie moich poglądów. Jeżeli jednak zależy ci na tym, służę.
— Będę ci wdzięczny.
— Otóż — zmarszczył brwi pan Pohorecki — znasz użyteczność powiedzmy, gnoju... Moja jest podobna. Na mnie, na moich zasadach, lub (jeżeli chcesz poezji), na moim grobie, wyrośnie to, co pozwoli osądzić wartość takiego jednego życia. Bądź łaskaw przeżyć mnie o kilka lat, a zobaczysz.
Mówił bardzo poważnie, więc nikt nie zaśmiał się z dowcipu. Po chwili dodał:
— Właśnie Stefan zebrał dla mnie potrzebne informacje i przywiózł mi pewność, że nawet w naszym szablonowym ustroju prawnym będę mógł swoje plany urzeczywistnić.
— Więc pan dlatego przyjechał?... — wyrwało się Bognie.