Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało go, by ukryć swój zachwyt i z należytą powagą podziękować za nominację.
— Będę się starać, panie ministrze, podołać nowemu zadaniu — powiedział, nisko pochylając głowę.
Tego dnia wysłał do Bogny depeszę z zawiadomieniem o swej nominacji. Gdy zaś wieczorne dzienniki przyniosły króciutkie wzmianki o reorganizacji Funduszu Budowlanego i znalazł w nich swoje nazwisko, był uszczęśliwiony. Usiłował skomunikować się z Lolą, by zaimponować jej swoją karierą, lecz znowu była nieobecna. Dzwonił zresztą do wszystkich znajomych, do Karasiów, do Pajęckich, do Porzyckich. Zaczynał od złożenia pozdrowień, rzekomo przesłanych przez Bognę, a później od niechcenia dodawał, że przeciągająca się nieobecność żony jest mu może trochę nie na rękę, gdyż ma teraz multum roboty w związku z mianowaniem go naczelnym dyrektorem Funduszu Budowlanego. Wprawdzie nienaczelnych dyrektorów nie było, a nawet zgodnie z wnioskiem Malinowskiego skreślono etat wicedyrektora, jednakże bez niczyjej krzywdy można było dodać ową naczelność.
Zresztą roboty naprawdę było wiele. Nie przerażał się tym. Lubił pracować zwłaszcza wtedy, gdy praca ta każdym szelestem papieru, każdym dzwonkiem telefonu, każdym słowem konferencji przypominała mu jego władzę, jego znaczenie, jego pozycję. Wracał do domu późno, zmęczony i podniecony, ponieważ zaś musiał z kimś mówić o sobie, a stara Jędrusiowa była irytująco głupia, nie jadał kolacji w domu, lecz chodził do restauracji.
Tam, o ile nikogo znajomego nie spotykał, siedział przy stoliku ze ściągniętymi brwiami, ostentacyjnie przeglądał przyniesione z sobą papiery biurowe, stawiając na