Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poczekaj ty, draniu. Jeszcze inaczej będziesz śpiewał.
Wprawdzie groźba ta nie mogła zrealizować się w najbliższej przyszłości, ale niech tylko Jaskólski otrzyma dymisję, a to wydawało się rzeczą pewną, czas będzie pomyśleć i o Szubercie. Malinowski nie wątpił, że otrzyma stanowisko po Jaskólskim. W całym Funduszu nikt nie nadawał się na to. Krasowski jąkał się, naczelnik wydziału samorządowego Ignatowski mógł wchodzić w rachubę, ale Ewaryst był już na tropie pewnej sprawy, która z lekka mogła i tego kandydata utrącić. Jeśli zaś chodziło o Jagodę, ten miał plecy, ale nie posiadał pretensji i wyrobienia.
Stosunki Malinowskiego z Jagodą nie zepsuły się zresztą bynajmniej. Major wprawdzie nie ukrywał swego zdziwienia z powodu nominacji Malinowskiego, ale z właściwą sobie lojalnością od razu zaczął go traktować jak zwierzchnika, co Malinowskiego krępowało do tego stopnia, że starał się nie zaglądać do dawnego swego pokoju. Była tego i inna ważniejsza przyczyna: humory Borowicza.
Ten zmienił się nie do poznania. Stał się suchy, opryskliwy, milczący.
— Żre go zawiść — myślał Malinowski — niby ma dwa fakultety, a ja jednego nie skończyłem, w towarzystwie też więcej znaczył ode mnie, a tymczasem ja poszedłem w górę, gdy on nie ruszył się z miejsca.
Toteż humory Borowicza należało traktować pobłażliwie. Nieraz jednak Malinowskiego korciło, by go utemperować, dać odczuć swoją władzę, „podciągnąć“ dawnego kolegę. Jeżeli tego nie robił, wiele się na to składało