Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic mi nie mówiłaś. Gdy je spotykałem dawniej u ciebie, myślałem, że owszem są zamożne, ale żeby tyle! I wiesz, może mi się wydaje, ale u ciebie były jakieś inne, mniej oficjalne. Matka je pewno ostro trzyma.
Bogna była tak zniechęcona tą wizytą, że nazajutrz nie poszli nigdzie. Dopiero po dwóch dniach wstąpili do państwa Karasiów, rodziców Stanisława i zostawili swoje karty, gdyż nie zastali ich w domu. Natomiast u dyrektorostwa Jaskólskich przyjęto ich serdecznie i zatrzymano na kolacji.
Jaskólski już wiedział o nominacji Ewarysta i był — o ile Bogna mogła zauważyć — zadowolony z tego.
— Niechże mnie pan nie tytułuje dyrektorem — mówił do Ewarysta, biorąc go pod rękę — mam nadzieję, że zaprzyjaźnimy się, panie kolego. Moja żona wprost kocha się w pańskiej. I ja też, jak mi Bóg miły. Nie jest pan zbyt zadrosny, panie kolego?
— Cóż znowu. Jestem uszczęśliwiony. Potwierdza to, że miałem dobry gust.
— Najlepszy!
Atmosfera u Jaskólskich była ciepła i serdeczna. Dwaj ich synowie, dorastający chłopcy zaraz zabrali Bognę do swego pokoju, by pokazać jej modele szybowców, stosy zdjęć, radio własnej konstrukcji i podobne rzeczy.
— Sama się dziwię — mówiła pani Jaskólska — skąd ci chłopcy mają czas na lekcje.
Na kolację były kluski z serem, wędlina i zimna pieczeń od obiadu. Pani Jaskólska przepraszała za to menu, zadysponowane gdy jeszcze nie spodziewała się gości.
Bogna bywała u państwa Jaskólskich dość często i czuła się jak u siebie. Ewaryst znalazł się tu po raz pierwszy