Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ubrania z wyblakłego aksamit i jedwabiu, jakby wyrywali z trumny martwy przepych, jak to wszystko pod dziwnemi nazwami wpisują do protokółu i oceniają na kilka kopiejek to, co dlań miało wartość nieocenioną.
Przetrząsnęli wszystko, tylko łoże chorej staruszki zostało nietkinęte. Pan Jastrząb spojrzał, coprawda, za malowany parawan, pociągnął za sobą sądowego egzekutora i rzekł:
— Patrz pan, jaki to szczególny dyadem!
Ale człowiek z mosiężnemi guzikami nie zauważył tych iskierek, skaczących po śniegu stuletniej głowy, zobaczył tylko tę siwą głowę, to majestatyczne oblicze z zamkniętemi oczyma i odstąpił na palcach, choć się mu to z trudem udało przy jego dużych rozmiarach, i wyszeptał, kładąc gruby palec na usta:
— Cicho, panowie, lu leży chora!
Kiedy powrócili do saloniku, prosił pan Jastrząb sługę urzędowego, by nałożył pieczęć na niektóre rzucające się w oczy przedmioty.
Pan Hordliczka skubnął Julię i spojrzał ze strachem na mówiącego, lecz zaraz opuścił głowę w bezsilnej zadumie.
Ale Julia poczuła pod miękką swoją ręką owo skubnięcie i zrozumiała jego znaczenie. Wyjęła z zanadrza skromną garstkę pieniędzy, które tam ukryła na najgorszą chwilę, i przystąpiła z rezygnacyą do pana Jastrzębia: