Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rów, klejnotów i biżuteryi, pościeli, i tam dalej i tam dalej.
Po owem z należnym naciskiem wyrecytowanem ćwiczeniu stylowem przystąpiono niezwłocznie do dzieła.
Pani Hordliczkowa z Ireną uciekły do kuchni; pan Hordliczka siedział zmiażdżony, w rozpaczliwej rezygnacyi przy oknie i pochylił głowę w dłonie, Julia stała blada za ojcem, opierając zlekka rękę o jego ramię i spoglądając ze strachem na scenę zupełnie dla niej nową.
Lecz najmocniej odbijało się wrażenie owej sceny na twarzy Jarosława. Strasznym był dla niego widok, jak ci obcy mężczyźni bezkarnie chodzą wśród tych sprzętów, stanowiących wspomnienia jego dzieciństwa, jak grzebią niedelikatnie w szafach, na które spoglądał zawsze z niemym szacunkiem. Zdawało mu się, że palce tych nieproszonych gości swojem grubem dotknięciem ścierają pyłek niezliczonych pięknych snów i poetyczną aureolę całego jego dzieciństwa ze znajomych tych przedmiotów. Zdawało mu się, że dopuszczają się świętokradztwa w jedynej jego świątyni. Z żalem i gniewem spoglądał, jak poklepują niedbale rzeźbione fotele, jak przetrząsają z dziwnym uśmiechem pościel jego sióstr, jak przewracają pogardliwem dotknięciem porcelanowego Chińczyka, który mu niememi usty opowiadał tyle pięknych bajek o ślicznych pagodach i lekkich czółnach z jedwabnemi żaglami, jak wyciągają z babcinej szafy i przeglądają ze śmiechem starożytne