Strona:Ślicznotka.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

Jechał już przez dzień cały i zamyślał na noc obrać sobie jakieś schronienie, gdy naraz uderzyło go dziwne zjawisko.
Biała, jasna plama na zielonej murawie dała mu się widzieć zdaleka i jakby poruszać.
Promienie wschodzącego księżyca oświetlały ten dziwny widok.
Zdumiony i zaciekawiony podszedł bliżej i cóż zobaczył?
Gromadka wróżek, odzianych w biel, ze wstęgami fruwającemi w powietrzu, tańczyła przy blasku księżyca, wyprawiając bezustanne skoki i przyśpiewując wesoło.
Istoty te, nawskroś przezroczyste, jakby duchy leśne, miały co najwyżej parę centymetrów wysokości. Maleńkie ich, jak u lalek nóżki obute w srebrne pantofelki, przytupywały w takt piosence, a długie rozpuszczone włosy powiewały w powietrzu, jak puchy...