Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

August stał w niepewności jakiejś, postąpił kroków parę, lecz już panie, które młodej królowej towarzyszyć miały, wzięły ją między siebie. Spojrzała tylko na męża wzrokiem go żegnając, chociaż nie była pewną, czy się wejrzenia ich spotkały.
Natychmiast cały dwór się rozsypywać począł i komnaty opróżniły.
Miano dosyć do czynienia na jutro i dni się gotując następne.
Dudycz, który ze swym oddziałem dworzan i sług zajęty był od rana i ledwie zdala miał zręczność na swe bóstwo spojrzeć, gdy szła do kościoła i powracała z niego, nad wieczór nareszcie chwilę mając na spoczynek swobodną, wydostał się z murów zamkowych, powietrzem wiosennem odetchnąć.
Maj dotąd dosyć łaskawy, nie był ani zbyt słotnym, ani tak zimnym jak w kilka dni później.
Myśląc ciągle o Dżemmie, bo mocniej niż kiedykolwiek trwał w postanowieniu dobijania się o nią, sam nie wiedział, jak znalazł się u wrót zamkowych. Machinalnie jakoś skierował się ku miastu. W chwili gdy już miał wnijść w bramę usłyszał pozdrowienie, i z nader uprzejmym uśmiechem powitał go natarczywie wczorajszy kupiec wenecki.
— Jakże się to szczęśliwie stało — rzekł —