Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie dopuszczali, na niczyjej twarzy nie widać było swobodnego wyrazu. Spoglądano na siebie badająco, niespokojnie, Bona nie przemówiła słowa, August siedział martwy z oczyma spuszczonemi przy żonie. Niekiedy głośniejsze odezwanie się ks. Samuela, uśmiech wymuszony hetmanowej Tarnowskiej przerywały milczenie uparte, które natychmiast ołowianem brzemieniem wracało. Na licu młodej królowej nie widać było smutku ani zafrasowania, choć może połykała łzy, usta zmuszała do uśmiechu, oczy zwracała na męża.
Powtarzała sobie w duszy.
— O! on mnie kochać musi!
Dla wszystkich, nie wyjmując Zygmunta czas ten przebyty u stołu wydał się nieznośnie długim, a gdy w ostatku dano znak wstawania, ciężar wielki zdawał się spadać z piersi wszystkich. Skinieniem ręki młodą królowę powołał ku sobie ojciec i odezwał się do niej po niemiecku.
— Kochane dziecię moje, tyś znużona, ja stary także... dziś potrzebujesz spoczynku, idź więc spocząć sama, swobodna, abyś na dni następne, na turnieje, na uczty, na skoki sił nabrała.
Schyloną pocałował w głowę.
Posłuszna młoda pani skierowała się natychmiast ku wyjściu, na próżno próbując pożegnać królowę matkę, która zdala głową zaledwie skinęła, na jej pokłon odpowiadając.