Stary Kościół Miechowski/Wstęp/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Ogrodziński
Tytuł Stary Kościół Miechowski
Wydawca Wydawnictwa Instytutu Śląskiego
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WYNIKI
Prostota i realizm Bonczyka
Pozbierane w poprzednich uwagach spostrzeżenia dałoby się pomnożyć z pożytkiem zapewne dla zupełności i ścisłości wywodów, lecz bez widocznej korzyści dla ogółu czytelników. Poprzestając więc na nagromadzonym materjale, łatwo zrozumiemy zasadni czą właściwość poezji Bonczyka w Starym Kościele Miechowskim. Poezja to tak prosta, tak codzienna na oko, że dalej tej prostoty niepodobna było posunąć, ale zarazem tak pełna reminiscencyj i nauki, czerpanej z dzieł poprzedników, że słusznie jej twórcę możnaby określić jako poeta doctus, poeta wyćwiczony na dawnych wzorach. Klasycyzm Bonczyka w wysłowieniu i w kompozycji nie ulega tak samo wątpliwości jak jego romantyzm w polskiem rozumieniu tego słowa, a więc ludowość i spotęgowanie uczuciowości zwłaszcza w zakresie religji i przyrody. Możnaby spytać, czy jeden i drugi nie jest zbyt spóźnionem echem, czy nad całą epopeą nie ciąży zanadto znamię epigonizmu i eklektyzmu. Ocena Kraszewskiego, zachwyconego świeżością poematu, każe i nam zastanowić się głębiej nad odpowiedzią. Śledząc rozwój poezji epickiej europejskiej i stwierdzając w nim silną zależność wszystkich epopej pohomerowych od poprzednich w zorów, nie mamy prawa wymagać od Bonczyka bezwzględnej oryginalności ani z analizy składników tworzyć wyłącznej podstawy dla ostatecznego sądu. Równoważy klasycyzm i romantyzm w Starym Kościele Miechowskim nie nowy bezwzględnie, bo pokrewny Mickiewiczowi, ale świeższy o jeden ton realizm, chłopski realizm Bonczyka.
Eklektyzm i jego celowość

On to ściera zarówno z klasycznych jak romantycznych właściw ości Bonczyka wszelkie ich wybujałości, sprowadza je do jednego poziomu i łączy w związek raczej chemiczny niż fizyczny. Jest to stop, a nie mieszanina. Realizm ten widoczny jest przedewszystkiem w doborze treści, za którą idzie, zazwyczaj bez większych pomyłek, wysłowienie. Ale gdyby nawet tego łącznika różnorodnych składników nie było, trudnoby jeszcze było robić zarzut Bonczykowi za jego ekletyzm, gdyż i jego poprzednicy go nie unikali. Na korzyść zaś jego trzeba powiedzieć, że uczynił to w skromnych rozmiarach i dostosował formę do opiewanego środowiska.
To silne zrośnięcie się formy z treścią, rdzenność środków poetyckich Bonczyka widoczne są w każdym niemal szczególe jego techniki. Wspomnieliśmy już, jak rozwiązał trudność wprowadzenia osób, luźno związanych z głównym przedmiotem poematu, w takich rozmiarach, żeby zadość uczynić potrzebie serca i do ich czynów i słów przykuć uwagę czytelnika; posłużył się wtedy techniką homerowych aristej, ale o wiele luźniejszą, przypominającą technikę szopki, którą zastosował w Weselu Wyspiański konsekwentniej i celowiej, bo w dramacie. Bonczyk ma wszakże zasługę, że obcym z pochodzenia formom nadawał kształty swojskie.

Popularna teorja a praktyka Bonczyka

Stary Kościół Miechowski jest niezwykłym wypadkiem szczęśliwej oscylacji między ostatecznościami, a nawet — możnaby powiedzieć — między przeciwieństwami. Zależny od tylu wzorów pozostaje w istocie swej sam sobą. W tem miejscu nie będzie od rzeczy poświęcić kilka uwag stosunkowi Bonczyka do popularnej w owych czasach teorji epopei w tym kształcie, jaki ma np. w rozpowszechnionej na ziemiach zachodnich Polski książce H. Cegielskiego: Nauka poezji i t. d., Poznań 1879, wyd. V uzupełnione przez Wł. Nehringa, str. LXVII—LXXIII.
Bonczyk spełnia zadanie poezji opowiadającej, którem „w znaczeniu najogólniejszem jest stwarzanie pięknych obrazów z świata przedmiotowego, dla poety zewnętrznego, czyli innemi słowy, idealizowanie tegoż zewnętrznego świata”. Malowidło Bonczyka ma „nietylko analogję z wypadkami życia rzeczywistego... prawdopodobieństwo”, lecz, co więcej, jest niemal tego życia kroniką, mieszczącą nadto „w sobie żywioły poetyczne, t. j. obrazy piękne i idealne”. Nie spełnia jednak Bonczyk podstawowego warunku epopei według Cegielskiego, żeby „światem i osnową epopei była wielka całość narodu” żeby opiewała „wypadek wielki, wynikający z usposobienia i celu całego narodu lub przynajmniej znacznej jego części, przedsięwzięcie ważne, w którem wszystkie pierwiastki życia narodowego poruszone i wywołane żywy mają udział i najaw występują”. Nie jest więc Stary Kościół Miechowski epopeą, „wyobrazicielką całości życia narodowego w pewnym czasie" i t. d., bo takiego wypadku w dziejach Śląska nie było, ale gdybyśmy te kryterja chcieli zastosować do uznanych już epopej, niewiele z nich wyszłoby z tej próby z nietkniętym tytułem. Natomiast Bonczyk wykonał ściśle wskazówkę o „głównym wypadku”, że jest on „tą sprężyną ruchu powszechnego, tą siłą czarodziejską, co wszystkie umysły do siebie zwraca i wszystkie pierwiastki w ruch wprawia i na scenę wywołuje”, że „głównym jest wątkiem osnowy epopei, około którego gromadzą się wszystkie inne wypadki, zjawiska i okoliczności”, przeprowadził zasadę jasności i plastyczności w obrazowaniu jako „koniecznej i głównej epopei zalety... z dziecinną prawie naiwnością każdym zajmuje się przedmiotem... i każdy rys obrazów osobno cieniuje..., nie pospiesza... do końca jak w powieści, tylko owszem z umysłu zatrzymuje się po drodze, wstępuje, gdzie może, daje sobie czas do obejrzenia i opisania wszystkiego”. Toteż „nie wrażenia, lecz wyobrażenie jast epopei celem i zaletą”, a tak właśnie dzieje się w Starym Kościele Miechowskim. Podobnie ma się rzecz z tem, co Cegielski przepisuje jako normę dla obrazu społeczeństwa epickiego, dla charakterów oryginalnych, dla ich zależności od „okoliczności, losu, konieczności (Fatum), woli Opatrzności”. Ludzie w poemacie Bonczyka „nie są wypadków twórcami, tylko reprezentantami... Tak mało triumf ich jedyną jest zasługą, jak upadek wyłączną winą”. Bonczyk stosuje się do tych wskazówek w utworze swoim o tyle, że o upadku którejkolwiek z osób poematu nie mówi, triumfy zaś są nikłe, nie zapomina wszakże o wymienianiu dość częstem losu i przeznaczenia, ale losowi nadaje znowu swoisty wygląd. Nie da się bo wiem zlekceważyć głęboko ukrytej ironji, tkwiącej w tem, że reprezentantką tej wyższej woli, Junoną śląskiej Enejdy, robi zacną i godną współczucia Marję Winklerową, której zamiary według Walka Boncyka „nie są pono zbyt mądre”. Spod tej ironji wyłania się głębsze znaczenie, że niepotrzebnie zburzono stary kościół w Miechowicach, że mógł on istnieć obok nowego, a jeżeli ten stary kościół jest symbolem dawnego bytu, to i ten mógłby nadal istnieć obok nowego lub w jego ramach, gdyby nie małość ludzi, nadających kierunek wypadkom, gdyby nie marność wszelkich poczynań doczesności. Godzenie się atoli z tą koniecznością nie oznacza bynajmniej wyrzeczenia się przywiązania do przeszłości, przeciwnie ono jest pobudką do utrwalenia jej w poezji, nadaje jej czar rzeczy niepowrotnie minionych.

Niedorost artyzmu

Te poczyniwszy zastrzeżenia, łatwiej wnikniemy w istotę Starego Kościoła Miechowskiego, w jego kompozycję i formę, nie będziemy się dziwili ani wyborowi tematu ani zrobieniu ze starego kościoła głównego przedmiotu i zarazem bohatera poematu ani technice aristej ani środkom wysłowienia ani zaniedbanej nieco formie. To wszystko razem tworzyło epopeę religijno-chłopską na tle górnośląskiem. Jeżeli ten czołowy utwór epiki śląskiej nie stoi na wyżynach artyzmu, który osięgnąłby w nim poeta w spółczesny z innej dzielnicy Polski, obdarzony talentem Bonczyka, to znowu trzeba wziąć pod uwagę, że Bonczyk znał poprzednią epikę polską, ale nie przetrawił jej i nie przyswoił sobie jej zdobyczy czyto przez naukę szkolną czy przez żarliwą lekturę od dzieciństwa, jak to było gdzieindziej. Powiedzieć wszakże można i należy jeszcze więcej. Wewnętrzny, nieświadomy potencjał polszczyzny nie jest w Bonczyku mniejszy niż w Polakach XIX w., ale świadomość potencjału, a więc możność jego wszechstronnego ukazania o wiele mniejsza. Literatura nie jest rzeczą istniejącą niezależnie; jako funkcja życia narodowego zależy także od przeżycia rozwoju dziejowego i właśnie brak tego przeżycia powodował zacofanie Śląska wobec innych części Polski nietylko na polu historji, lecz także w dziedzinie literackiej. Tylko uwzględnienie tego momentu może nam wytłumaczyć dostatecznie paradoksalny napozór fakt, że mimo dokładnej znajomości Pana Tadeusza i widocznej od niego zależności poemat Bonczyka pokrewny jest raczej epice polskiej XVII w. i obok takiej Wojny Chocimskiej Wacława Potockiego stanąłby godnie jako samorodny okaz natchnienia epickiego, gdyby był powstał o lat 200 w cześniej. Możnaby powiedzieć nawet więcej, że temperament pisarski Bonczyka, pokrewny genjalnemu samouctwu Paska, zapewniłby mu wtedy większą sławę, gdyby znowu nie refleksja, że i wtedy musiałby się jako Ślązak spóźnić w dostosowaniu do rytmu życia polskiego o mniejszy niewątpliwie okres czasu.
Z drugiej strony zważywszy, ile epopea Bonczykowa zdziałała dla nadania rozpędu piśmiennictwu śląskiemu, ile tchnęła ducha w życie uświadomionych Polaków na Górnym Śląsku, i oceniwszy wielkość wysiłku, którym w ciągu lat 30 Śląsk dostosował się do rytmu ogólnopolskiego, niepodobna poprzestać tylko na ocenie czysto literackiej Starego Kościoła Miechowskiego, lecz uzupełnić ją trzeba pozaliterackiemi sprawdzianami, iż to był wielki czyn.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Ogrodziński.