Sekreta domowe
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sekreta domowe |
Pochodzenie | Gospodyni Litewska |
Wydawca | Józef Zawadzki |
Data wyd. | 1873 |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drzewo ścinać i przygotowywać do budowli na tarcice. Narzekają często, że teraźniejsze budowy nie są trwałe, a nikt nie zwraca uwagi na przyczynę tego złego, nikt się nie stara jemu zapobiedz. Najgłówniejszym warunkiem trwałości drzewa, jest stosowna pora ścinania jego, a ta jest, gdy soki z pnia ustępują i idą w ziemię w późnéj jesieni. Dla lepszego ich się pozbycia wiosną i latem, gdy drzewo ma się ścinać w jesieni jeszcze na pniu, trzeba porobić w niém tu i ówdzie nacięcia, któremiby odpływał zbytek żywicy. Pod pełnię, ścinać drzewa nie wypada, gdyż wtenczas jest jakieś krążenie soków roślinnych, a im więcéj będzie soków w drzewie, tém prędszemu zepsuciu ono ulegnie.
Robota tarcic. W robocie tarcic uważać należy, w którą stronę idzie tak nazwana lesna kresa, która się na każdym pniu na storcowym jego końcu znajduje; zakładając przeto piłę, trzeba sznity tak kierować, żeby w równym kierunku z kresą przechodziły, w przeciwnym razie deski zawsze pękać będą. Susząc tarcice, jedną od drugiéj odosobniać, układając je we czworobok, tak, żeby wiatr i powietrze koło każdéj krążąc suszyły je. Albo kiedy się je stawia na słońcu, to nie inaczéj jak storcowo, tak jak rosły w lesie.
Drzewo wkopując w ziemię zabezpieczyć od zgnicia. Roztopić 24 łóty żywicy, dodać trzy garnce oleju konopnego, 3 lub 4 laski utartéj siarki, wymieszać dobrze to wszystko i tém drzewo pomazać, które piérwéj powinno mieć powierzchnią nieco zwęgloną, to jest lekko nadpaloną na 2 linje. Można też pale w górze tąż samą żywicą czyli smołą sosnową pociągać.
Drzewo na meble i podłogi przygotowywać, aby się nie pękało. Kloce gotować w kotle, podlewając tyle wody, aby w niéj całkiem zanurzone były, potém je suszyć zwolna na powietrzu, ale pod dachem, tak, aby wiatr przewiewał, a deszcz i wilgoć nie dochodziły; albo kładą się też kloce do naczynia zakrytego, do którego para z kotła idzie, trzeba jednak, żeby ta para mogła wychodzić przez jaki otwór, inaczéj zerwałaby wierzch od naczynia, albo by je całkiem rozerwała (działanie to w kotle browaru parowego wygodnie odbyć można). Po 24 godzinném parzeniu, drzewo się zwolna wysusza na powietrzu pod dachem, a potém w izbie ciepłéj lub osieci, a pewno już się potém pękać nie będzie, szczególnie jeśli w piłowaniu go zważać się będzie na kierunek kresy storcowéj.
NB. Niektórzy zaraz po ścięciu wrzucają drzewo do wody na 6 miesięcy, ta wyciąga z niego soki i włókno ściąga.
Drzewo pod mahoń malować. Gotuje się funt brezylii czerwonéj w miękkiéj wodzie, w któréj już noc całą mokła, doda się do niéj hałunu łótów 10 i potażu 8, tém się drzewo, szczególnie dębowe pociąga raz lub 2, a po wyschnięciu lakieruje, jak się niżéj powie pod artykułem o lakierze. Albo, co jeszcze lepiéj, pociąga się tylko politurą, patrz o politurowaniu mebli.
2-gi sposób. Dobrze wyheblowane drzewo pociąga się następną mieszaniną. Sanguis dragonis łót 1, Lingua bosis drachmy 3, gummi aloes drachmę 1, zostawia się to zalawszy pół kwartą spirytusu w ciepłém miejscu przez 5 dni; potém się przecedza i przechowywa do użytku, zatknięte dobrze.
Drzewo pod heban malować. Dodać do wody 12-tą część selwaseru i tém nacierać drzewo dobrze wyheblowane, pomexem go szlifować, dwa razy to szlifowanie powtarzając. Pół kwarty octu tęgiego z 4-ma łótami opiłków żelaznych i pół funta tłuczonego galasu wstawić na 4 godziny w naczyniu glinianém polewaném, albo w gorący popiół albo do wody, którą gotować. Dodać potém 8 łótów koperwasu zielonego i kwartę wody łótem boraksu i tyleż indygo zaprawionéj, gotować to piérwiéj zwolna, potém silniéj aż do śpienienia; tą farbą nacierać po kilkakroć drzewo, susząc je za każdą razą, a nakoniec połysk nadać skórą w tryplu utarzaną, któréj dostać łatwo można w kramach i u stolarzy. Jeśli mało będzie glansu, politurować po wierzchu można, patrz artykuł o politurze.
Kit stolarski do zalepiania skaz i dziur w drzewie. 8 łótów wosku uskrobanego w cieńkie wiórki, zwilżyć doskonale olejkiem terpentynowym, a dodawszy pół łóta sproszkowanéj żywicy, rozpuścić to na żarze i dodać pół łóta czerwonego indiichrothu, lekko zasmażyć, i tém szpary zacierać w meblach popękanych; po wierzchu polituruje się jak niżéj opisano.
Mahoń czyścić. Najlepiéj olejem, od niego ciemnieje i nabiera pięknego lustru, tylko go piérwéj zawsze wytrzeć z pyłu suknem, żeby się brud nie wjadał w mahoń.
Lakier. Kwartę oleju lnianego smażyć przez minut 30 strzegąc, aby się nie zagotował, potém się dodaje filiżankę terpentynowego olejku. Drzewo dobrze z brudu oczyszczone, naprowadza się tym lakierem za pomocą szmaty. Po wyschnięciu téj piérwszéj warstwy, nakłada się podobnym sposobem druga, a nawet i trzecia, za każdą razą dobrze osuszając. Polerować nie trzeba, bo lakier sam z siebie będzie tęgi i błyszczący.
NB. Najważniejszym warunkiem dobroci tego lakieru, jest Jak najdoskonalsze wysmażenie oleju, inaczéj bowiem, lakier nigdy dobrze zasychać nie będzie, a wszystko do niego lgnąc i przystając, zostawiać będzie niezatarte plamy.
Politurowanie mebli. Sprzęty domowe, tak piękne, gdy nowe i świéże, tracą przez czas i używanie, cały swój połysk i jasność. Miło więc każdéj gospodyni, gdy może często je odnawiać i odświéżać, szczególnie, gdy się to robi z małym kosztem, i bez kłopotliwego sprowadzania rzemieślników do domu. Niech więc każda, podanym tu sposobem, przygotuje sobie zapas politury, któréj w razie potrzeby użyć będzie mogła.
Najlepszego szellaku stłuczonego łótów 6, zalewa się kwartą tęgiego spirytusu 3 razy pędzonego. Butelka napełniona tylko po szyjkę, zawiązuje się pęcherzem w kilku miejscach szpilką przekłótym, stawia się w piasku gorącym, lub w wodzie, którą się stopniowo ogrzewa mocno, ale nie gotuje; stan tego mocnego ogrzania przeciąga się do kilku godzin[1]; gdy się tak szellak zupełnie rozpuści w spirytusie, odstawia się na bok naczynie z wodą, w któréj się rozgrzewał, a gdy ta ochłodnie, wyjmuje się z niéj butelka, i zlewa się z fuzów czysty lakier, który się przechowuje w butelkach dobrze zakorkowanych. Albo: chcąc robić tenże lakier z mniejszym ambarasem, nie stawić go do wody gorącéj, ale w niepełnéj a zakorkowanéj butelce, trzymać go dni kilka na piecu lub w inném gorącém miéjscu, kłócąc go często, aż się całkiem szellak rozpuści i połączy ze spirytusem.
Chcąc politurować meble, trzeba je wprzódy dobrze pomexem szlifować, maczając go w oléj lniany lub oliwę[2]; gdy się dawniejsza politura całkiem zniesie, a drzewo się doskonale wyszlifuje, trzeba go mocno flanelą wycierać dla tego, aby cała oliwa w nią, wsiękła, a potém już zacząć samo politurowanie, które się tak odbywa. Na kłak z wojłoku czyli lamcu pilściowego, albo też z kądzieli lub waty, nalewa się po trochu politura, tę po wierzchu przykrywszy rzadką starzyzną, nacierać dobrze i równo mebl politurujący się, piérwiéj zwolna, potém coraz mocniéj i silniéj, tak, żeby politura w ślad wsiękała i prawie zasychała. Póty to powtarzać, aż połysk wydawać się będzie dostateczny.
NB. Stolarze maczają jeszcze ten kłak lekko w oliwie, ale téj nie radzę brać wiele, gdyż doświadczyłam, iż taka politura ile na pozor ładna, tyle w istocie nietrwała; bo jak oliwa się wytrze, tak i glans zniknie, a jeżeli go w części zostanie, to plamami miejscach, gdzie mniéj było oliwy, a więcéj doszło politury.
Lakier do podłog. Szellaku 2 funty nalać trzema kwartami tęgiego spirytusu 3 razy pędzonego. W butli niepełnéj ale zatkanéj, często ją kłócąc i potrząsając, trzymać w cieple, najlepiéj na piecu w piasku. Jak się szellak rozpuści w spirytusie, naprowadzać za pomocą pędzla podłogę tym lakierem, tylko mocno i prędko. Jak zaschnie pierwsza warstwa, powtórzyć to pędzlowanie. Ani woskowanie, ani froterowanie takiego lustru nie nada podłodze jak ten lakier, trzyma się on na podłodze przynajmniéj trzy miesiące, późniéj znowu pociąga się ją takim lakierem, ale raz tylko, bez powtórzenia.
NB. Chcąc mieć rzadszy lakier, wlać trzeba 4 kwarty spirytusu na 2 funty szellaku.
Podłogi malowane z pokostem jak utrzymywać. Najprzód przy samém malowaniu zwracać na to
wielką baczność należy, aby pokost doskonale był wysmażony, w przeciwnym razie, nie będzie on nigdy dobrze zasychał, a farby lgnąc do obówia, prędko się zniosą; prócz tego pył i ślady niezatarte prawie na nich plamy zostawiać będą. Takoż pilnować tego bardzo należy, aby do takiego malowania kléj zupełnie nie był użytym (co malarze, a zwłaszcza nasi żydzi często robią dla oszczędzenia oleju); taka farba jest najnietrwalszą, prędko się znosząc i ścierając. W razie jednak gdyby i po dobrém wymalowaniu, podłoga nie tak prędko wysychała, jakby się chciało, trzeba ją po wierzchu lekko pociągnąć szpikanardowym olejkiem, wcierając go mocno kawałkiem sukna; olejek ten ściska i suszy prędko powierzchnią pokostu Podłogę tak malowaną trzeba codziennie lekko ścierać chustą maczaną w wodzie czystéj namydlając ją choć raz na tydzień; co kilka tygodni olejem plamy pozacierać, a nawet nim całą podłogę lekko naprowadzić za pomocą szmaty sukiennéj.
Woskowanie podłogi. Wosk się na ogniu rozpuszcza i pokrapia się nim gęsto wskróś cała podłoga. Wtenczas nałożywszy rozpalonych węgli do nizkiego wózeczką na kółkach osadzonego[3], jeden człowiek powinien go powoli przeciągać po podłodze, zatrzymując się na każdém miejscu tyle tylko, żeby nakropiony wosk rozegrzał się, ale podłoga się nie przypaliła. Drugi natychmiast ma ten roztopiony wosk, mocno suknem w podłogę wcierać, potém już się szczotkami froteruje. Codziennie się potém to froterowanie powtarzać powinno, nacierając od czasu do czasu woskiem z oliwą niżéj opisanym sposobem.
Podłogi malowane z woskiem. Kto nie ma piecyka wyżéj tu opisanego, albo czadu powstającego ztąd uniknąć nie może, niech swą podłogę pędzluje następną mieszaniną. Wosku 2 funty, potażu łótów 12, kleju stolarskiego łótów 6, mydła prostego i gummy arabskiéj takoż po łótów 6. Całą tę massę gotować należy w 2-ch garncach wody rzecznéj, aż się wszystkie materyały rozpuszczą, wtenczas ją dobrze ochłodzić, zimną już zupełnie roztarć jak najlepiéj, żeby najmniejszych gruzołków nie było. Osóbno nalać dwóma garncami wody rzecznéj kurkumy pół funta, niech tak stoi godzin 3 lub 4-ry; z początku mieszać, a potém dać się ustać, a zlawszy ostróżnie z grubszych części, dodać te wodę do powyższéj zimnéj już massy.
Gumi-guty łótów 6 dobrze sproszkowanéj na kamieniu malarskim, roztarć w miseczce z wodą miękką i dodać do massy, a zmieszawszy ją dobrze, pędzel w nią maczając, wymytą, ale już suchą podłogę, naprowadzać i malować równo. Dać potém podłodze wyschnąć przez dzień jeden lub dwa, wtenczas szczotkować mocno, tak aby się massa równo wszędzie rozeszła, potém suknem wycierać. Tak malowana podłoga będzie miała najpiękniejszy jasny żółtawy kolor. Chcąc zaś malować podłogę ciemnym, prawie mahoniowym, należy brać zamiast gummi gutty, funtów 2 terra anglica i 18 łótów minii. Wszystkie te ingredyncye najlepiéj brać w aptece sproszkowane, gdyż po domach na wsi, najczęściéj nie ma kamienia malarskiego, na którym jeśli się farby nie utrą po utłuczeniu, massa cała zepsutą będzie.
Podłogi massowanie bez koloru. Wody ½ garnca, wosku 2 funty, kleju ½ funta: gotować wszystko razem, a zdjąwszy dodać ¼ funta potażu, z którym rozmieszawszy trochę przygotować. Zdjąwszy naostatek dać ostygnąć i przez cały ten czas, do zupełnego ostygnięcia rozmieszywać aby zastygając uformowała się jedna massa.
W potrzebie użycia, bierze się kawałek massy, rozprowadza się w gorącéj wodzie, i naprowadza się po podłodze pędzlem. Naostatek poleruje się szczotkami i suknem.
Wosk do nacierania podłog. Powoskowawszy lub pomalowawszy podłogę wyżéj pomienionemi sposobami, trzeba jéj trwałość podtrzymywać nacierając przy każdém froterowaniu następnym woskiem. Na funt rozpuszczonego wosku leje się kubek od filiżanki oliwy podłéj i olejku terpentynowego łótów 6, razem to zmassować wybijając, zlać, potém do form papierowych.
Okna jasne i czyste zachowywać. Dla tego, żeby szkło nie traciło swéj jasności, nie trzeba go nigdy myć wodą, szczególnie rano lub w dzień, gdyż promienie słoneczne operując na wilgotne, nadają mu kolor mętny i mieniony, co go bardzo szpeci. Jeśli już koniecznie szyby myć potrzeba, odbyć to z wieczora, a rano powtórzyć wycieranie suchemi chustami. Ale lepiéj daleko miałką kredą posypawszy sukno wycierać na sucho okna, kreda powinna być przesiana, aby rysów na szkle nie robiła. Codzień zrana wycierać do sucha okna z wilgoci, która na nich z powietrza pada, a te będą zawsze czyste i jasne.
Jeśli szyby już są mętne, wraca im się jasność przez pędzlowanie z obu stron rozpuszczonym w wodzie miełem; robi to się zazwyczaj z wieczora, a nazajutrz rano wyciera się na sucho. Za granicą po wielkich miastach codzień to robią i mają jak kryształ czyste okna. Dobrze też jest wycierać pokrzywą okna z wieczora, a nazajutrz przetarć na sucho.
Okna żeby nie zamarzały. Trzeba aby okna były podwójne, pojedyńcze zawsze zamarzać będą; przed mrozami wcześnie wstawiać drugie okna, bo kto późno wstawi, nigdy zupełnie od zamrożenia nie uchroni. Czynić to trzeba w dzień jasny i suchy, a w pokojach wtenczas trzeba aby nie było palono, bo gdy w nich chłodno, okna nie będą popotniałe. Między okna stawi się flaszka z szérokim otworem, z witriolium, nie zatknięta, takoż miseczkę z suchym potażem, świéżo wypaloném wapnem, albo z prostą solą kuchenną, takoż ładunki papierowe z węglami; przed wstawieniem okna powinny być do sucha przetarte. W piérwszych zewnętrznych oknach umyślnie się szpary zostawują, wcale ich nie oklejając, ale drugie wewnętrzne powinny być najszczelniéj oklejone kitem lub papierem. Tak urządzone okna nigdy zamarzać nie będą.
Okna zamarzłe odtaić na prędce. Rozpuszczoną sól, w wodzie pociągać po kilka razy, to jest dopóty, aż zamroz zejdzie.
Kit szkło klejący, który nie tylko może zastąpić zwyczajny olejny do opatrzenia szyb, ale klejący wszelkie rozbite naczynie szklanne. Odtopić w bardzo lekkim piecu mléko zsiadłe kwaśne, tak, żeby z niego zrobić nie sypki i przetopiony, ale ledwo zsiadły twarog; te po dobrém zcedzeniu serwatki, ucierać w cierlicy mocno, aż się zrobi jak młode masło; wtenczas dosypywać po trochę ucierając ciągle, piérwiéj wapna niegaszonego w delikatnym proszku, potém delikatnego piasku, biorąc po równéj półowie jednego i drugiego. Można też nie brać piasku, ale same tylko wapno. Mléko też łatwiéj się odtapia wpuszczając weń kilka kropel octu.
Kit porcelanę i fajans klejący. W czystym eterze siarczanym rozpuszcza się gummi-copal, ile jéj się rozpuścić może i trzyma się to w naczyniu dobrze zakorkowaném, w chłodzie. Chcąc go użyć, bierze się ile potrzeba, wymieszywa się doskonale z wodą i smaruje się brzegi naczynia mającego się kleić, a złożywszy je dobrze z sobą, obwiązać mocno i zostawić przez dni kilka, by zaschło[4].
2-gi sposób, równie dobry który wytrzymuje ogień i ukrop. Czystą mastyxową żywicę rozpuścić w najmocniejszym spirytusie, tyle go tylko biorąc ile potrzeba do rozpuszczenia osobno w takiejże ilości spirytusu; rozpuszcza się czysty w wodzie rozmiękczony karuk, do którego dodaje się w równych częściach gummy galbanowéj, i gummy amoniakowéj, tyle ich kładąc, ile rozpuścić się może w spirytusie zasyconym karukiém. Ułatwia się to rozpuszczenie trąc w kamiennym możdżerzu, poczém obie mieszaniny trą się i mieszają, i razem przechowują się w szkle.
3-ci sposób. Do niezbieranego mléka wpuszcza się po kropli tęgi ocet winny; gdy się mléko zwarzy, odcisnąć serwatkę, a na pół kwarty twarogu biorąc 3 białka od jaj, ucierać mocno w makotrze. Posypawszy na stole wapna niegaszonego, ugniata się w niém powyższą massę, dopóki się nie wyrobi ciasto do klejenia zdatne; naczynia niém klejone, nigdy się nie rozklejają.
Hartowanie naczyń szklnnych i fajansowych. Obwijać je w siano lub słomę i kładąc w naczynie napełnione zimną dobrze zasoloną wodą, postawić na ogniu i ogrzewać do zagotowania. Po niejakim czasie ujmować po trochu ognia, a nakoniec całkiem go zagasiwszy poczekać aż woda ochłodnie, wtenczas wydobywać z niéj naczynia; niektórzy gotują naczynia w ługu.
NB. Słona woda oddaje się razem z sianem cielętom lub krowom.
Szklanne naczynia pakować do drogi. Obwijać je sianem, cięższe naczynia kłaść na spód, lżejsze na wierzch; albo najmniejszymi szpary między większemi zakładać, a zawsze tak szczelnie, żeby się nic nie ruszało, dobrze nawet jest zmaczać siano, którém się przekłada dla tego, aby się lepiéj zległo. W pakach górę zaznaczać, aby je wioząc lub zestawując nie przewracali. Pakując fajanse trzeba je zawsze stawiać bokiem, przekładając sianem, a nigdy się nie potłuką.
Srébro czyścić. Najdrobniéj sproszkowanéj kremortartari posypuje się na zamszę lub szmatek starego sukna i tém się srébro wyciera i czyści, a lustr się wkrótce okaże. Albo do garnca miękkiéj wody wrzucić łót kremortartarum i gotować aż się rozpuści, posypać naczynie srébrne otrębiami pszennemi, a mocząc gąbkę w tę wodę, myć nią naczynia, a potém wytrzeć czystém płótnem starém i cienkiem.
2-gi sposób. Nacisnąć jagod żurawinowych, dodać do nich drugie tyle wody i gotować w tém srébro, które się potém miałką kredą i zamszą lub suknem czyści. Pozłocie tylko szkodzą wszystkie kwasy.
3-ci sposób. Witriolu tyle dodać do wody, aby w niéj czuć się dawał; tą wodą czyścić srébro, wycierając je przytém suknem posypaném miałką kredą do sucha. Ponieważ jednak przez częste czyszczenie, by najostróżniejsze, zawsze się trochę ściera srébra, najlepiéj więc zamaczać je na noc w zimnéj wodzie, a nazajutrz odmyć plamy i wytarć na sucho, czyszcząc je innym sposobem wtenczas tylko, skoro ostatni środek na pozbycie brudu niedostatecznym będzie.
Miedz czyścić i mosiądz. Węglem miałko utartym, albo popiołem, albo wapnem, albo wreszcie cegłą delikatnie stłuczoną nacierać po suknie lub starém płótnie i obmywać ługiem, albo gorącą brahą, albo nareszcie serwatką, potém czystą wodą wypłókać i wysuszyć na słońu, lub wytarć do sucha; od wszelkiéj bowiem wilgoci gryszpanieją naczynia. Kreda zmieszana z siarką i zarobiona octem na gęstą papkę używa się też do wycierania mosiędzu, i nadaje mu piękną żółtą barwę.
Cynę czyścić. Kredą i suknem w gorącym ługu, potém się wodą płócze.
Porcelanę i szkło czyścić. Potażem albo miałkim popiołem, z wodą letnią, ale niezbyt gorącą, bo od niéj, może pękać i rysów dostawać stołowa porcelana.
Żelazo i stal od rdzy bronić. W ogólności wszelkie tłustości bronią te metale od zardzewienia, smarować je więc oliwą, olejem lnianym lub konopnym, a mianowicie tłustością węgorzową na słońcu dystylowaną; ta nie tylko jest prezerwatywą od rdzy, ale ją nawet znosi ze stali; trzeba nią naprowadzić miejsca zardzewiałe i ścierać ją miałko utłuczonym pomexem lub tryplą. Stal od rdzy oczyścić. Smarując rozpuszczonym winnym lagrem na godzinę, poczém wytarć suknem. Za kilkorazowém powtórzeniem rdza zniknie.
Ściany malowane i obicia czysto utrzymywać. Chcąc by były trwałe malowidła i obicia na ścianach, co drugi dzień je spylać czy miękką z długiemi włosami szczotką osadzoną na kiju, czy też pękiem piór puszystych. Gdy się jednak zabrudzą, trzeba naprzód zdmuchać pył starannie mieszkiem, a następnie środkami od białego czerstwego chleba, najlepiéj takiemi, co mają na wierzchu skorynkę, zlekka z góry na dół pociągać; kto by nadto mocno przyciskając wycierał, albo w różne strony, bardziejby jeszcze brud wcisnął w obicia, ale zlekka i w dół pocierając, całkiem się pył zetrze.
Zwierciadło w pierwotnéj piękności zachować.
Strzedz się bardzo tego, by źwierciadeł nie stawić na miejscu, gdzieby promienie słoneczne na nie operowały, albo inne silne ciepło działało, bo się na nich skazy robią przez roztopienie się żywego srébra. Czyścić je zaś wódką z potażem miałko stłuczonym.
Kość słoniową lub inną pożółkłą bielić. W naczyniu glinianém, nalaném wodą, do któréj się dodaje 6-tą część niegaszonego wapna, przystawia się do ognia kość pożółkła, i dopóty się gotuje, dopóki nie wybieleje; odstawić, gdy przestygnie wybrać i polerować.
2-gi sposób. W zimnéj wodzie rozpuszcza się hałunu kilka łótów, poczém płyn ten zagotowawszy zdejmuje się z ognia i do gorącego wkłada się kość; po godzinie się wyjmuje i obciera wełnianym płatkiem, w którym zawinięta czas jakiś powinna leżeć.
Kit do zalepiania szpar pieca. Glina zwyczajnie zsycha się i pęka, rozczynić ją więc w wodzie słonéj, albo dodać do gliny klajstru z mąki żytniéj i popiołu część czwartą, a wymiesiwszy zalepić tym kitem szpary, a nigdy się nie popękają.
Komin palący się gasić. Chociaż ten sekret w tylu był podawany księgach, doświadczywszy jednak sama skuteczności jego, muszę umieścić w tém piśmie, które nie jest zbiorem samych tylko nowych wiadomości, ale tych, co są prawdziwie użyteczne i doświadczone. W samém paleniu się komina wsypać w otwór jego na żar lub palące się drewka garść siarki, ta zapaliwszy się, gęstym swym dymem udusi płomień w górze. Zatykanie zaś z góry komina jak to niektórzy robią, nie jest równie bezpieczne, gdyż często bywa, iż w takim razie komin pęka się i rozsiada, a skry z niego rozlatując się po poddaszu, najokropniejszy pożar sprawują.
Beczki i inne naczynia stęchłe oczyszczać. Rozpuściwszy co najświéższego wapna w wodzie, tak, aby się z niego gęsta płynna massa utworzyła, powlec nią ściany wewnętrzne beczki, i te wystawiać na wolne powietrze tylko nie na wilgoć i deszcz; po kilku dniach odskrobać wapno, albo odmoczywszy wyszorować naczynie. Rzadko się zdarza, żeby tę operacyę powtarzać trzeba było.
2-gi sposób. Rozniecić wewnątrz naczynia, po wyjęciu z niego dna jednego, lekki ogień ze słomy, a gdy się miarkuje, że jedna strona naczynia ma już powierzchnię nieco zwęgloną, przewrócić je i przekocić na drugą stronę, aby ogień i tę przejął cokolwiek. Po téj operacyi wszelka zgnilizna ustąpi, piérwszy jednak sposób jest lepszy, jako nie brudzący naczynia.
Ruchomość wszelką przechowywać w ziemi przez czas długi. W r. 1812, kiedy tyle familij całą swą ruchomość przez rabunek straciło, nasza następnym sposobem przechowaną została w ziemi, aż do wiosny nie będąc wcale uszkodzoną, ani od wilgoci, ani od moli. W miejscu suchém, piasczystém, wysokiém, mającém spad wilgoci, pokopano jamy i te naokoło wyłożono brzoską, t. j. korą czyli łubami; potém się do nich sypało suche osietne żyto, a między nie, stawiano paki z bielizną, odzieniem i futrami, mając uwagę, aby też paki nigdzie bezpośrednio nie dotykały się ziemi, ale wszędzie od niéj grubo żytem oddzielone były, gdyż to ostatnie wciągając w siebie wszelką wilgoć, nie dopuszcza jéj do ruchomości, która tym sposobem więcéj roku bez uszkodzenia leżeć może. Trzeba tylko, aby przed spakowaniem była jak najlepiéj przesuszona i przesypana chmielem suchym, kamforą i pieprzem; ta uwaga szczególnie do futra się stosuje, patrz jak futra przechowywać przez lato; takie jamy pod dachem jeszcze bezpieczniéj robić można.
NB. Z żywności u nas tylko się masło w tém schowaniu zepsuło, bo straciwszy rosół wyschło i zjełczało; wędlina chociaż przeschła, była zdatną do użycia. Jeśli więc suche żyto wyciągnęło całą wilgoć z masła i z wędliny, rzecz naturalna, że jéj w bieliźnie i innéj ruchomości nie zostawiła.
2-gi sposób robienia jam takich. Kopać jamy w glinie i napełniwszy je drzewem suchém zapalić je; gdy się to na pół spali, zadusić ogień darniną i po oczyszczeniu jamy z popiołu, zostawić ją czas jakiś otworem dla lepszego wyschnięcia, strzegąc tylko, aby woda lub deszcz do niéj nie dochodziły. Jeśliby glina jeszcze wilgotną była, powtórzyć jéj wypalenie. Na deszcz tylko jamę pochyło zakrywać szczélnie.
NB. Tak na jedne jak na drugie jamy wybierać miejsca najspadzistsze.
Futra przechowywać przez lato. Kiedy już zima się kończy, w izbie zupełnie ustronnéj, do któréj nikt nie miałby potrzeby chodzić przynajmniéj por ze dwie lub ze trzy, porozwieszać obszernie wszystkie futra domowe, i nie tylko wykadzić, ale nadymić najmocniéj tytuniem, pokrzywą suchą i trocinami rogowemi, to jest rogiem skrobanym z kopytów i rogów bydlęcych; żar zaś do tego kadzenia najbezpieczniéj jest stawić w garnkach, lub prosto kłaść w piecu, którego juszka jest z góry zamknięta; prócz tego postawić w tejże izbie miseczkę z chloryną zwilżoną wodą, a gaz z niéj wydobywający się będzie niszczył i truł mole. Paki na futra powinny być z drzewa smolnego robione, po wierzchu olejną farbą pomalowane i przejęte dymem i gazem, o którym mówiłam; stojąc otwarte w izbie w któréj się futra kurzą, po dwóch lub trzech dniach takiego kurzenia, pootwierać drzwi i okna izby, aby przez nie wyszedł gaz chlorynowy tak szkodliwy dla ludzi; wtenczas wytrzepać dobrze futra, i przesypując je suchym chmielem, tabaką, pieprzem, kamforą, myszką, lawendowym kwiatem, osuszyć każde z osobna w gęste płótna, które były wyprane w odwarze piołunowym, dobrze rozsolonym. Można nawet wierzchnią stronę tegoż płótna naprowadzić woskiem, nacierając nim i prasując żelazkiem. Na dno skrzyni posypać grubo wyżéj wymienionych ingredyencyi, dodać jeszcze kawałków mydła i łojowych świec; okrywszy je papierem lub starzyznami układać na tém oszyte futra, zawsze je warstwami chmielu i tabaki przesypując. Papier skrapiany terpentynowym olejkiem, nadzwyczajnie mol gubi, trzeba się jednak strzedz, aby wszystkie tłuste rzeczy nie brudziły wierzchów pokrywających futra. Trzepanie mocne futer, oczyszcza je z molów, które się otrzęsają, W magazynach tego jedynie używają środka, dla przechowania w całości futer.
Mole zagnieżdżone w materacach wygubiać. Inaczéj nie podobna pozbyć się zagnieżdżonych molów w materacach, jak sprówszy je, wysuszyć pilść na słońcu, wytrzepać ją, a potém w wodzie wygotować, z dodaniem do niéj trochę soli i piołunu. Po wygotowaniu wysuszyć znowu pilść najdoskonaléj. Pokrycia piérwsze czyli nasypki na materace robić z płótna gęstego, wymytego w odwarze piołunowym, dobrze zasolonym, a po wierzchu trzeba to płótno woskiém mocno natarć, i zlekka gorącém żelazkiém je przeprowadzić. Mole się już gnieździć nie będą w tak urządzonych materacach, bo sól i gorycz piołunu je odstręczają.
Szczury truć. Arszeniku funt 1 utłuc cienko i przesiać na sito (zakrywając je płótnem, aby pył nie zalatywał do siejącego człowieka), dodać trzy ćwierci funta cukru tłuczonego, mąki pszennéj półtora funta, zmieszać to razem. Część tego proszku posypuje się po różnych kątach i szczélinach; z drugiéj robią się gałki z dodaniém masła, tyle ile go trzeba do zrobienia massy. Gałki kłaść należy ostróżnie tak, aby psy lub kury nie mogły znaleźć, takoż, aby je same szczury nie zaciągnęły w jaką żywność ludzką, która by nienakryta nizko stała.
2-gi sposób. 4 łóty cukru, 1 łót mąki pszennéj, 2 łóty nasienia sabadyli, zmieszać z olejem lub masłem, a porobiwszy gałki, porozrzucać je w rozmaitych miejscach.
3-ci sposób. Pokrajaną w kostki pieczeń cielęcą, podsmażyć dobrze z cébulą w tłustości, osypać kilczyborem świéżym, i wymieszawszy dobrze pokłaść na descułkach kupkami, tam, gdzie szczury najwięcéj chodzić zwykły.
4-ty sposób. Fosforu łót 1 skrobać w wodzie ciepłéj, trzymając w niéj ciągle palce, aby ich nieoparzyć. Na téj wodzie rozczynić kwart dwie lub nieco więcéj mąki pszennéj, do tego dodać ćwierć funta cukru i tyleż roztopionego świnnego sadła. Tą massą smarować papiery i zalepiać nory szczurze. Póty ona truje i niszczy szczury, póki nieskwaśniéje, dla tego ją na zimnie trzymać należy.
Wypędzają się téż szczury z domów narzucając w nich ziela dziewanny (verbascum); albo też cynoglosum oficinalis, które się zbiera na początku lata, a rozrzucając kraje się w kawałki. Szczury nie znosząc tych zapachów wynoszą się z domu, w którym je czują, ale za to napadają gromadnie na inne budowy przyległe, trzeba więc wszędzie usposobić się na ich przyjęcie. Bahunu też znieść one nie mogą.
5-ty sposób. Pół funta pszennéj mąki, tyleż tłustości świniéj i jedną pokrajaną cébulę smaży się w tyglu; gdy ostygnie przymieszać należy 3/8 części funta niegaszonego wapna, i ćwierć funta utartych korzeni czarnéj ciemierzycy (heleborus nigra), dodać dwa łóty cukru, cztéry łóty na proszek utłuczonego szkła i łót jeden kilczyboru sproszkowanego świéżego, i znowu tyle co piérwéj szmelcu, wszystko to niech się na wolnym smaży ogniu, gdy ta massa ostygnie, robić z niéj gałki i rozrzucać je.
Myszy polne gubić. Źwierzątko to kopie sobie schronienie pod korzeniami drzew, a pożerając owoce na nasienie zasadzone i wszelkie inne ziarna, wiele szkody w ogrodach czyni i trzeba je niszczyć pastkami lub truć następnym sposobem. Marchiew żółta pokrajana w kostki, układa się warstwami na papierze mocnym, przesypując je arszenikiem drobno sproszkowanym; wszystko się to obwija papierem i obwiązuje sznurkiem; po wierzchu depcze się mocno, dla przejęcia marchwi trucizną; kładzie się jéj potém trzy lub cztéry kawałki po norach.
Krety gubić. Szkodliwe te źwierzątka najprędzéj się niszczą, wyławiając je pułapkami umyślnie na nich zrobionemi. Albo, zacisnąwszy lekko nogą świéżą kupkę kretowiny, czatować stanąwszy przeciwko wiatru; jak kret ją nanowo poprawiać będzie, postrzegłszy tylko poruszającą się ziemię, trzeba ją nagle rydlówką wyrzucić razem z kretem.
3-ci sposób. Trzeba raki gotowane wkładać jak można najgłębiéj w nory, a odor ich na długo wypędzi z nich krety. Sama tego nie raz doświadczyłam.
4-ty sposób. Wieśniacy nasi natykają gałązkami zerzniętemi jarzębiny, miejsca z których chcą odpędzić krety.
5-ty sposób. Do dziur kretowych nasypywać po łyżce niegaszonego wapna, te dziury tęgo ubijają się i nakrywają się ziemią; gdy je kret ryć zacznie, dostaje mu się wapno w nos, lub gardło, i to go truje. Trzeba tylko robić to w dzień pogodny, żeby wilgoć nie odgasiła wapna.
6-ty spoób. Glisty ziemne wzdłuż porozrzynać trzeba i przesypywać je w garnku tłuczonym świeżym kilczyborem; przez 24-ry godziny je tak trzymać mieszając, a potém po kilka takich glist zakopywać do jam kretowych.
7-my sposób. Orzechy włoskie tak długo gotować w ługu, aż się łuska nie stanie miękką, że ją nożem krajać można. Pobiwszy czy porznąwszy je na kawałki wrzucać do nór.
8-my sposób. Orzechy włoskie wyłuszczone gotują się razem z garścią ziół cykuty przez półtory godziny, i kładą się do nory.
9-ty sposób. Do każdéj nory wkładać kamfory jak ziarno grochu.
Pluskwy wygubiać. Najprzód chcąc, aby się one nie zapładzały, trzeba raz, albo i dwa na tydzień łóżka oglądać i czyścić, a pościel na powietrze wynosić i wytrzepywać; szpary zaś w łóżkach i w lamperyach naprowadzać następną mieszaniną: Dwa funty tabaki nalać garncem wody i gotować pod nakryciem, potém przecedzić i ukrążać do tego funt mydła, i pół kwarty soli dodać; gdy ta się rozejdzie, zlać do butelki mocno zakorkowanéj, i używać w potrzebie.
2-gi sposób. Wódki i octu po pół butelki, soli garść, aloesu 2 łóty zatknąwszy postawić butelkę na piecu; jak się ingredyencye rozpuszczą, smarować tém szpary.
3-ci sposób. Terpentynowego olejku i spirytusu po pół kwarty każdego, kamfory łót 1, gdy się to rozpuści, piórko lub gąbkę maczając w tę massę dobrze skłóconą, smarować i napuszczać dobrze szpary; gdzie dostać nie można, tam zalać.
4-ty sposób. Młodych gałęzi modrzewiu drobno ukrajanych z listkami funt 1, nalewa się garncem miękkiéj wody, i na wolnym ogniu wygotowywa się do półowy. Tym odwarem jeszcze ciepłym pędzlują się łóżka. Przechowywać go zatkniętéj butelce lub garnku glinianym.
5-ty posób. Chcąc izbę od pluskiew oczyścić należy utłuc pół funta boraxu zmieszać go z niegaszoném wapnem i tém pobielać ścianę. Albo, pomieszać trochę z wapnem arszeniku, lub posypać ich gniazda perskim proszkiem.
NB. Budując domy postrzegać to bardzo należy, aby do przekładania berwion, i zatykania szpar, nie był nigdy użytym mech czérwony, ale tylko biały, to jest zielony, inaczéj nigdy nie można się będzie obronić od pluskiew — to jest rzecz doświadczona; włościanie nawet nasi na to zawsze uwagę zwracają.
Pchły gubić. Posypywać łóżko perskim proszkiem, lub wysłać na ziemi piołunem, i ten codzień wymiatać, a wyściełać świeżym.
Perlaki i tarakany niszczyć. Arszeniku pół funta stłuczonego i przesianego, cukru ćwierć funta takoż przesianego, mąki pszennéj pół funta, zmieszać razem i tym proszkiem posypywać miejsca, gdzie się te owady najwięcéj zbierają to jest na piecach, kominach i t. d.
2-gi sposób. Korzeń wodnéj lilii białéj (nimphea alba) ususzony i utłuczony, dodaje się do mléka gorącego ocukrowanego i stawia się w płaskich spodkach na piecach, oknach, i t. d. Albo też kobalt sproszkowany sypie się na koniec noża do mléka ocukrowanego.
3-ci sposób. Ugotować grochu w miękkiéj wodzie, utrzeć go na massę, uskwarzyć słoniny i z nią groch jeszcze ucierać, do ostygłego dodać żywego srébra i tarć tak długo, aż żywego srébra widać już nie będzie; wtenczas nakładać téj massy na płaskie miseczki i porozstawiać. Wszystkie te sposoby, niszczą te owady, ale piérwszy jednak najskuteczniéjszy i najpewniéjszy. Trzeba tylko otrute owady palić, ale niewysypywać w miejscu, gdzieby je ptastwo jeść mogło, boby się, to niezawodnie potruło.
4-ty sposób. Persaki też giną od proszka perskiego, rozmieszanie jednak bahunu wszędzie gdzie się one znajdują, gubi je również, a mniéj kosztuje.
Muchy truć. Gorzkie drzewo nazwane lignum quasia, gotować w wodzie, potém do niéj wsypać nieco cukru, a porozstawiawszy ten dekokt po oknach i piecach, można być pewnym, iż wszystkie muchy wytruje.
2-gi sposób. Pieprz angielski gotowany w mléku i osłodzony, truje też muchy.
3-ci sposób. Bzowego, kminowego i czombrowego liścia razem ugotować, i tym odwarem kropić podłogi i ściany, a muchy nie tylko zdychać, ale uciekać z domu będą.
Ważna jest przyłém uwaga, żeby okien inaczéj nigdy nie odmykać, jak zastawiwszy je pierwiéj ramami naciągnionémi tiulem lub rzadkim muślinem. Takoż, aby jadła żadnego nie wnosić do pokojów, które się chce najbardziéj od much zastrzedz.
Robactwo w śpichrzach wygubiać. Na spód zasieku ponarzucać świeżych gałęzi bzu białego aptecznego, i nasypując zboże, co dwie stopy onego warstwami gałązek tych przekładać, choć z rzadka je posypując. Robić to zaś, jeśli można, na ostatniéj kwadrze. Chmiel też odpędza to robactwo, trzeba więc składy chmielu w śpichlerzach zakładać.
Ściany śpichlerza wymyć odwarem, z liści olchowych i tytuniu, potém pobielić wapnem, wszystkie szczeliny i otwory dziegciem zasmarować. Utrzymywać wolny ciąg powietrza przez otwieranie przeciwległych okien i drzwi przez czas długi. Zasieki wymyć także odwarem liści olchowych i tytuniu.
W gazecie la Semaine piszą, iż zapach świeżych konopi niszczy i wypędza robactwo, zwane: »Charançon.« Można więc wnosić do śpichlerza świeżo wyrwane płaskonie. Ażeby je mieć wcześniéj, to jest w porze zwożenia zboża do gumien, można je usiać przy końcu Marca. Wszakże robactwo w ogólności nieznosi odoru świeżych konopi, sposób więc ten może być bardzo zbawienny.
Pijawki jak utrzymywać. Najlepiéj się pijawki utrzymują w garnkach glinianych niepolewanych, w wodzie z rzeki lub stawu branéj, ale zawsze téj saméj i niezmiennéj, bo gdy raz z rzeki, drugi raz ze stawu się weźmie, a témbardziéj ze studni, to, pijawki pewno wyginą (w ogólności nie znoszą one studniowéj i krynicznéj wody). Codzień zmieniać wody nie ma potrzeby, owszem lepiéj jest raz w tydzień ją zmieniać, trzeba tylko, aby w zimie postała ona pierwéj w pokoju od pory do pory. Od ciepła zastrzegać należy pijawki, równie też i od zamarznięcia na nich wody. Słońca nie znoszą one, a powietrze dochodzić do nich powinno przez rzadkie płótno, którém jest garnek obwiązany. Codziennie oglądać pijawki trzeba, czy nie zginęła z nich która; w takim razie nie tylko ją jak najśpieszniéj wyrzucić, ale i wodę natychmiast zmienić, bo od zdechłych zarażając się zdrowe, prędko mogą wszystkie wyginąć. Niektórzy naściełają na dno garnka mchu na parę cali, i posypują go nieco żwirem czystym, lub w części z węglem lipowym lub brzozowym utartym, zmieszanym; w tym mchu składają one jaja, z których się potém młode rozmnażają; trzeba więc ostróżnie wodę zmieniać, żeby mchu nie poruszać; można wodę łyżką wazową wybierać, albo słój niech ma szpunt u dołu, przez który się woda spuszcza. Dla ożywienia ich, gdy są słabe, kładzie się im korzeń ajerowy.
Jak wytrawiać pijawki, aby się lepiéj brały. Przed przystawieniem pijawek, należy je zanurzyć na parę minut w winie po półowie z wodą rozwiedzioném, lub w piwie tęgiém gorzkiém; gdy się tak wytrawią, chciwie chwytają się ciała, które powinno być czysto z potu obmyte z mydłem, ale mydło to należy potém jak najdoskonaléj spłókać. Jeśliby się jeszcze pijawki nie brały, tedy ciało natarć śmietanką słodką lub wodą ocukrowaną. W razie jednak, żeby pijawki żywe i zwinne były, nie należy ich do wina wkładać, bo skołowacieją; słabe się tylko tym sposobem orzeźwiają.
Robota świec łojowych. Łój kozłowy jest najtęższy i najbielszy, po nim następuje barani, najmiększym zaś jest wołowy. Że zaś świece zrobione z łoju kozłowego, lub baraniego, łatwo by się pękały i kruszyły, a z wołowego miękkięgo, prędkoby się topiły i płynęły w paleniu, przeto mieszać je oba wypada, biorąc trzy części baraniego, albo nawet i po półowie z wołowym; ani jeden, ani drugi długo leżeć nie topiony nie powinien, szczególnie w miejscu wilgotném lub ciepłém, gdyż łatwo zzielenieje i zgnije, od czego potém będą świece śmierdzące i ciemne[5]. Świeży tedy łój drobno należy pokrążać i tłuc mocno w stępie, a złożywszy go do rądla topić zwolna, na lekkim ogniu, albo w garnku, w letni go piec wstawić, gdzieby się nie przypalając zwolna topił; za każdą razą jak się tłustość płynna pokaże, trzeba ją zlać do misy płaskiéj, w któréj niech zastyga; zaniedbując zlewać tę tłustość, ona się przypali i zciemnieje, a łój się nawet tak dobrze nie odtopi i nie oddzieli od skwarek, jak wtenczas, gdy będzie bezpośrednio do garnka przystawał[6]. Inny sposób topienia łoju jest taki. Garnek napełniony, łojem stłuczonym jak się wyżéj powiedziało, wstawia się do innego większego naczynia, napełnionego wodą, którą się gotuje póty, aż łój się cały stopi, trzeba tylko w miarę tego jak się rozpuszczać będzie, odlewać go łyżką do naczynia, w ktorém ma zastygać. Ten sposób jest tém bezpieczniejszy, że zastrzega od przypalenia łoju.
Niektórzy jeszcze inaczéj obchodzą z topiącym się łojém, a to w sposób następny. Świéży łój moczy się w wodzie rzecznéj, codziennie ją odmieniając, dopóty, aż woda ta będzie już schodzić zupełnie czystą, co się czasem aż do tygodnia przeciąga. Wtenczas łój drobno skrążany i stłuczony w stępie, zalewa się wodą rzeczną, któréj się bierze 5 razy tyle, ile jest łoju, i w kociołku gotuje się na wolnym ogniu, mieszając bezprzestannie, aby do dna nie przypadł łój; gdy się całkiém stopi, należy go odstawić od ognia, i trzymać w cieple godzin kilka, żeby fuzy i męty wszelkie opadły na dno. Potém odcedzić skwarki, a gdy zastygając łoj odłączy się od wody i całkiem się na wierzch zbierze, trzeba go zdjąć i w osóbném naczyniu na
lekkim ogniu raz jeszcze roztopić, potém zlać do mis lub talerzów, w których gdy zastygnie, wynieść na lodownią wyrzuciwszy z tych naczyń. Widziałam że świéce robione tym sposobem, były daleko bielsze od tych, na które się łój nie moczy, i nie płynęły wcale; ale ile razy u siebie tak świece robić kazałam, zawsze topniały i płynęły nadzwyczajnie, gdyż łój przesiękły wodą, podnosił się jak piana w topieniu, i ulany w świece jeszcze musiał zachować część téj wilgoci.
Jakim zaś kolwiek sposobem topiony jest łój, powinien po przetopieniu kilka tygodni na mrozie poleżeć, aby stężał i wszelka z niego wilgoć wymarzła.
Wylewanie świec. Formy blaszane składają się z rur zwężonych nieco ku dołowi; koniec dolny jest zamknięty we środku, jednak znajduje się w nim otwór mały, przez który przeciąga się uszko knota, za pomocą drotu, który go potém równo i na miejscu przytrzymuje.
Drugi koniec tego knotu, nawleka się na mocny drót lub pręcik drewniany, opierający się na szerszym brzegu formy. Formy powinny być wprawione równo i prostopadle w maszynkę drewnianą, która się im niedozwala chylić i zginać na różne strony.
Łój roztapia na wolnym ogniu, bez przypalenia, a gdy on zaczyna nieco u wierzchnich brzegów naczynia krzepnąć i stygnąć, czerpać go z wierzchu i nalewać nim formy, uderzając i potrącając z lekka każdą, aby się łój wszędzie dobrze rozszedł. Łoju tylko tyle na raz roztapiać, ile na raz ulewać świéć się zamierza, gdyż nanowo często go odegrzewając, wiele się mu białości odbiera; gdy świece stężają, wyjmują się z formy i przewietrzają powiesiwszy je w izbie przewiewnéj, gdzie ani jest ciepło, ani też marznie; potém się do paków składają, przesypując otrębiami pszennemi; leżąc tak bieleją. Przez lato świéce utrzymywać należy na lodowni, gdyż poleżawszy w cieple płynąć już zawsze będą.
Zamaczanie świec. Kto nie ma form na świéce, niech je następującym sposobem zamacza. Łój stopiony z wodą, lub bez wody, wylewa się do naczynia wysokiego, którego się przynajmniéj trzecia część napełnia wodą wrzącą; woda ta zostanie na dnie i ciepłém swojém łój długo w stanie płynnym utrzymywać będzie; w nim zatapiają się knoty ponawlekane uszkami na cienkie pręciki, po 10 lub 12 na każdym w równéj odległości od siebie. Na piérwszy raz zmaczają się knoty w gorącym łoju, dla tego, aby nim dobrze przesiękły; potém potrzymawszy je czas jakiś nad naczyniem z łojem, gdy ociekną, kładzie się pręcik utrzymujący je na dwóch lisztwach równoległych. Potém się drugi rząd świec zamacza tak samo, i tak kolejno postępuje się do ostatniego. Następnie powraca się znowu do piérwszego i po drugi raz zatapiają świéce do letniego już łoju, bo gdy będzie za gorący, małe z niego warstwy osiadać będą na świécach, a zanurzenie przedłuży się przez to nadzwyczajnie. Jednak łój nie powinien być nadto zimny, gdyż świéce będą, nierówne i garbate; jeśliby więc zbytecznie w naczyniu zastygł, dodaje się do niego potrzebna ilość gorętszego łoju lub gorącéj wody.
Podlejszy łój to jest ten, który się na końcu wyskwarzał, jako ciemny i przepalony nie miesza się do lepszego ale na samym już końcu, gdy dobrego łoju nie wiele w naczyniu zostaje, podlewa się na podlejsze świéce; te świéce powinne być krótsze od piérwszych, bo w ubywającym coraz łoju nie łatwo się zamoczyć dadzą długie.
Chcąc aby świéce nie były nadto cienkie w górze a grube w dole, trzeba zamaczanie ich odbywać prędko i raptownie; zawsze jednak w zamoczonych, a nie wylewanych świécach ta nierówność będzie się postrzegać; oprócz téj niedogodności jest druga, ta, iż na końcu takiéj świécy u dołu tworzy się sopel łojowy, w którym knotu już nie ma, bo powstaje tylko ze spływającego łoju. Można jednak odcinać te końce aż po knot, i dodawać je do topiącego się łoju.
Świéce łojowe z powłoką woskową. Koniec formy szklanéj czy blaszanéj, wyżéj opisanéj, zatyka się korkiem umoczonym w oliwie i leje się do niéj wosk niezbyt gorący, który stygnąc na ścianach formy, tworzy na niéj skorupę grubą na pół linii, albo nieco więcéj lub mniéj, podług upodobania, to jest im się dłużéj lub króciéj wosk w formie trzyma; potém się przewraca forma, wosk z niéj wylewa do naczynia, a odetknąwszy korek wkłada się w formę knot sposobem zwyczajnym i łojém się zalewa miejsce próżne między nim, a ścianami formy. Wyjęta z niéj świeca będzie miała pozór woskowéj.
Bielenie wosku. Wosk roztapia się w miedzianym kociołku z wodą, i przelewa się do skrzyni blaszanéj podługowatéj, opatrzonéj w dnie dziurami, które rzędém jedna przy drugiéj są wiercone, wosk płynny wypadając temi otworami na walec do półowy w innéj skrzyni w wodzie zanurzony i korbą obracany, rozdziela się na cienkie wstążki czyli wiory, które rozkładają się na płótnie i wystawiają się na działanie słońca. Gdy ten wosk po kilku tygodniach zrobi się już białym, roztapia się powtórnie i leje się na walec, a przerobiony na inne wiory znowu się na blechu bieli do zupełnego wybielenia.
Knoty do świec są najlepsze z bawełny, bo ta się jasno pali, można też w potrzebie mieszać po półowie przędzę lnianą, takie się oszczędniéj palą, chociaż nie tak jasno, jak całe bawełniane. Len jednak powinien być dobrze ze wszelkiéj kostry wyczesany, inaczéj świéce będą pryskać i rozpierzchać iskierki w czasie palenia. Knoty lniane przed robieniem świéc powinny być w stępie wybite i wytłuczone, potém najdoskonaléj wysuszone, ale ani same knoty, ani przędza nie powinny być kręcone nadto, bo z nich świéce ciemno się palić będą, ani też zbyt wolno, bo takie się zbyt prędko palą i w zamaczaniu rozdzielają; lepiéj więc powoskować je trochę po wierzchu, to jest przeciągnąć każdy dwa lub trzy razy po kawale wosku na wszystkie strony, albo wysmażyć je nieco w czystym łoju; wyjęte nanizać na pałeczki i wyrównawszy zastudzić.
Technologiczne książki radzą zamaczać knoty w wodzie nalanéj pierwiéj na wapno niegaszone, a po dobrém wymieszaniu i kilku godzinném nastaniu się zcedzonéj; do niéj się dodaje znaczna ilość saletry, a takie świéce mają się palić jaśniéj; jam jednak tego sposobu nie probowała jeszcze.
Z lampami jak, się obchodzić. Przynajmniéj raz na tydzień czyścić trzeba lampy, wylotki, dla przystępu powietrza drucikiem przetykać, części żywiczne przyschłe patyczkiem lub tylcem od noża odskrobać, wewnątrz wymyć wodą letnią z dodaniem trochę potażu, lub czystym ługiem z popiołu, a starzyzną do sucha wytarłszy, postawić przewrócone. Powierzchnią zaś myje się w wodzie płatkiem flaneli namydlonéj. Bańki, dymniczki i miseczki w które olej spływa, najstaranniéj oczyścić, gąbką wilgotną umaczaną w wapno miałkie lub kredę, a potém suchym płatkiem; czyszczenie to odbywać zrana, by do wieczora szkło dobrze wyschło, gdyż wilgotne wystawione na działanie światła i ciepła, mętnieje i jasność swą traci. Oleju nigdy nadto nie nalewać, boby ściekał, a prócz tego dłużéj stojąc w lampach psuje się i śmiardnie. Knoty nie inaczéj używać jak zamoczone w oleju, wysuszone potém, olej z okapek nie wlewać nazad do lamp, ale schować go na podlejsze użycie np. na oświecanie sieni. Gdy lampy mają się zapalać w miejscu dotąd nie opaloném, ogrzać je wprzódy trzeba; kominki nigdy na zimnie żeby nie leżały. Z początku mało knotu wysunąć należy, gdy się zaś rurki rozgrzeją, więcéj wysunąć można. Zapalać stoczkiem lub drewienkiem, nigdy papierem lub siarniczkiem.
Oléj do lamp czyścić. Na 100 części oleju, bierze się 2 części kwasu siarczanego (witryol), a rozpuściwszy go w trzech częściach wody, wlewa się go do oleju i z nim miesza ciągle przez godzinę, poczém zostawuje w spoczynku też godzinę, nakoniec dolewa się wody miękkiéj 2 razy tyle ile było oleju znowu miesza się przez godzinę i stawia się na 6 godzin w miejscu spokojném; fuz cały spadnie na wodę, oléj zaś zebrać czysty łyżkami, przefiltrować przez bawełnę.
Albo wziąwszy tęż samą proporcyę kwasu siarczanego w stosunku czyszczącego się oleju, wlewa się do niego powoli, gdyż rozgrzewając się zbytecznie ta mieszanina[7] mogłaby naczynie rozsadzić; miesza się ją przy tém prętem szklannym, oléj przybierze kolor czarniejszy i brudny, kwas bowiem, znajdujący się kléj w oleju, na węgiel zamienia, ten osiada potém na dnie, a oléj oczyszcza się i wyjaśnia. Wtenczas się go dolewa ostróżnie nie tykając mętów i przecedza się przez bawełnę. Im dłużéj taki oléj przed użyciém postoi, tém będzie czystszy i klarowniejszy.
Albo po mieszaniu wyżéj wyrażonym sposobem kwasu siarczanego z olejem, zostawia się go przez 24 godzin w spokojności, poczém wlewa się półowa, albo i więcéj nieco wody wrzącéj, ile było oléju, wszystko się dobrze kłóci, miesza i stawia w miejscu ciepłém.
Woda z kwasem siarczanym, tudzież z węglem osiada na dnie; po dwódziestu dniach zlewa się z wierzchu czysty oléj i filtruje się przez bawełnę.
Oléj oszczędny do palenia. Rozpuścić zupełnie sól w wodzie, w niéj knot zamoczyć i osuszyć. Wlać do pozostałéj rozsolonéj wody, drugie tyle oleju, skłócić mocno, a gdy się ustoi, zebrać go z wierzchu, Oléj taki nie dymi, knot jasno i oszczędnie się pali.
Atrament. Galasu najdrobniéj stłuczonego miarki 2 kuperwasu osóbno stłuczonego miarkę 1, wody rzecznéj na to nalać miarek 10, octu miarkę 1, wódki tyleż, postawić w cieple i kłócić często.
Albo kuperwasu angielskiego podpalić na łyżce żelaznéj, galasu stłuczonego łótów 8, gummy arabskiéj 4½ łóta, w niedostatku jéj tyleż cukru. Wszystko to zalać w naczyniu fajansowém kwartą, octu mocnego a potém trzema kwartami wrzącéj rzecznéj, lub deszczowéj wody. Wymieszawszy dobrze zlać do butli i postawić w cieple.
Pisma przez czas zatarte odnowić. Zdarza się często, iż ważne dokumenta lub pisma naukowe, przez długie leżenie zupełnie się ścierają; chcąc więc zatarte słowa odnowić i uczynić czytelnémi, trzeba obrać z łuski cebulę białą, pokrajawszy ją w kawałki nałożyć nią trzy części naczynia półtory kwartowego, które się dopełnia wodą miękką, dodaje się do tego trzy potłuczone gałki galasu i gotuje przez 1½ godziny; poczém się dodaje hałunu tyle, jak orzech laskowy, gdy się ten rozejdzie, przecedzić płyn przez płótno, wyciskając najmocniéj sok z cébuli. W ciepły płyn macza się płótno, lub papier, i ten rozciąga się na piśmie zatartém przybliża go do ognia, a pismo stanie się wyraźném.
Płyn zlać można do butelki dla konserwy.
- ↑ W czasie tego ogrzania, nie wyjmując butelki z wody, trzeba ją poruszać i kłócić często, ująwszy za szyjkę.
- ↑ Można też starą politurę ścierać następującym sposobém: mebl
- ↑ Wozek ten czyli piecyk najprostszym jest do urządzenia. Arkusz żelaznéj blachy zachyla się ze wszech stron, brzegami do góry, tak, żeby to tworzyło jakiś rodzaj skrzynki z wysokiemi brzegami, ta skrzynka osadza się na 4-ch kołeczkach i z jednéj strony dodaje się jéj rączka czyli dyszelek, za któryby ją ciągnąć można było.
- ↑ Nigdy się nie rozklei, chyba spirytusu wleją.
- ↑ Najlepiéj jest łój odtapiać, choć częściami, zaraz po wyjęciu z zabitego źwierzęcia. Po odtopieniu zaś trzymać go można chociażby najdłużéj, na zimnie bez zepsucia.
- ↑ Łój na ostatku wyskwarzony nie miesza się z lepszym, bo go zrobi ciemnym, ale się z niego podlejsze małe świece robią.
- ↑ Wiadomo jest każdemu, iż witriol za zetknięciem się z inném jakiém ciałem, mianowicie płyném, rozgrzewa się tak mocno, iż możnaby rozumieć, iż działanie to, za pomocą silnego ognia nastąpiło.
pokrapia się olejem, i posypuje potém gliną tłuczoną, przez muślin sianą, a potém się mocno sukném ściera aż do zniesienia politury.