Sabała/XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Stopka Nazimek
Tytuł Sabała
Podtytuł Portret, życiorys, bajki, powiastki, piosnki, melodye
Wydawca L. Zwoliński i Spółka
Data wyd. 1897
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVIII.

J

Jak to już z przytoczonych opowiadań i pieśni Sabały widać, był on postacią typową, niezwykłą i ze wszech miar oryginalną.
Znakomity improwizator nie tylko w opowiadaniu, ale i melodyi, postaci wyniosłej. Miał rysy twarzy ostre, wyraziste i rysujące się na zawsze w pamięci. Słusznie Sienkiewicz w swojej »Sabałowej bajce« przyrównywa jego twarz do Miltońskiej, a postać do starego sępa.
Ceniony i lubiany był przez gości powszechnie. Jedni radzi z nim chodzili, bo się nigdy nie nudzili. Nie wiedzieli nawet, kiedy odbyli najtrudniejszą wycieczkę, przeszli najśtýrbniejsze miejsce.
W pogodę napawały oko turysty zachwytem widoki tatrzańskie. Kiedy jednak nagle mgła zasiadła całe przestrzenie i widnokrąg ograniczyła do koła o jakich dwóch tylko metrach średnicy, wtedy pocieszne, rubasznie-jowialne opowiadania Sabały były nieocenione. Odwracały uwagę od niebezpieczeństwa i niewygód, a stosownie wybrane i zastosowane, nadawały otuchy i wytrwałości.
Kiedy się kto wsłuchał w te epizodyczne opowiadania, akcentowane umiejętnie miejscami, do których tło rysował rękami w powietrzu, głową i giestami, zapominał nieraz, że to Sabała opowiada.
Zdawało mu się, że mu ktoś czyta proste i naiwne opowiadania Odysseusza.
Inni goście zakopiàńscy znowu, widząc, że Sabałę szanują, cenią i goszczą: Chałubiński, artyści i literaci, zapraszali go również do siebie, i brali ze sobą na przewodnika.
Zaprosiny takie uskuteczniali zapomocą biletów wizytowych.
To też trudno się było nieraz wstrzymać od śmiechu, gdy Sabała nazbierał tych biletów kilka, a nieraz nawet kilkanaście, a powtykawszy je do okoła kapelusza poza kostki, szedł ku Kościelisku, śpiewając sobie i grając po drodze.
Każdy, kto go spotkał, kręcił nim, jak kołowrotem odczytując ową proskrypcyą ludzi, nawet niekiedy bardzo wybitne stanowisko zajmujących, którzy skazywali się dobrowolnie na przyjmowanie i goszczenie staruszka.
Pewnego razu wracał późnym wieczorem z wycieczki.
Wtem zabiegła mu drogę Warszawianka. Zaczęła zapraszać, więc wstąpił, bo zaproszeniu odmówić byłoby nie »piéknie«.
Wnet mimo spóźnionej pory pozapalały jej córki świece i rzuciły się do bloków i nuż szkicować węglem siedzącego starca.
Lecz on obyty już z tego rodzaju męczeństwem, jakie sprawia pozowanie, spostrzegł zaraz co się święci, a gdy jeszcze się przekonał, że nie »wielgiemi sprzętami«, ale węglem go malują, tak począł mówić:
— Prosem piéknie panicek — dàjcie pokój! Nie trza, nie trza. Mnie ta juz duzo razý malowali — haj. Mieli wielgie przýrządy i sprzęt setny, — Scoteckami mie malowali — haj.
Wielgie mieli przýrządy i przýprawy i sprzęt setny.
Ale to biéda, bo kiebyś im straśnie cihutko siedziàł, a ja tego nie ràd widzem. —
Kiedy zaś matka panien, zgarbiona staruszka, zaczęła mu wspominać, że już bardzo dużo przeżyli oboje i już czas im myśleć o innem mieszkaniu na innym świecie, tak jej powiedział:
— Toz to — prosem piéknie ik miłości — to samiutko mi moja baba sićko po za usý tyrlikała, pokiela byłà zdrowà — haj. — Ze juz trzà koło Pàniezusa zajézdzać — haj.
Ale jà hàw nie taki wàrtki. Jàby sie naprzýkrzàć Pànu Jezusickowi hańbiéł.
Jà umiéràł jesce nie bedem, o dusne zbawienie sie nie stràham.
Jà ta màm kajsi w niebie matke, dziadka, he, i babkà tam téz. Oni mie straśnie radzi widzieli, bok był parobek do rzecý — haj.
Zje, kizby oni ta dyascý robiéli w niebie tele casý, coby oni mi ta nie zrobiéli jakiego miejsca — haj — coby mi nie uprzątnéni ka w kąciku, abo za piecem w niebie.
Jà nie przeklaśny, ja i pod ławàm bede lezàł, coby ino w niebie.
Oni mi zrobiéli miejsce — haj — bo oni mie barz radzi widzieli. O, oni mie radzi widzieli, haj.

∗                    ∗

Sabała umarł w roku 1894 dnia 8 grudnia w domu prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Dra Kleczyńskiego, u WP. Lilpop z Warszawy.
Żył lat 83. Pogrzeb miał wspaniały, a oprócz reprezentanta Towarzystwa Tatrzańskiego, przemawiali nad jego grobem jeszcze i inni delegaci.
Maska zdjęta zaraz po śmierci, zachowała jego szlachetne rysy.
Nie przesadzę wcale, gdy go nazwę bardem ludu podhalskiego. Jego piosnki, powiastki i melodye są dla nas arką przymierza, łączące dawne, minione bezpowrotnie czasy, z teraźniejszymi.
Przędza jego opowiadania, snuta oryginalnie z bogatej wyobraźni, dała nam jakie takie pojęcie o życiu ludu górskiego w dawniejszych czasach, kiedy tu jeszcze nie zaczęli zaglądać badacze przyrody, turyści, chorzy i zanim Zakopane stało się wreszcie letniem mieszkaniem Polaków.
Dziś na cmentarzu zakopiańskim znajdzie turysta dwie opodal siebie leżące, skromne mogiły Chałubińskiego i Sabały; dwóch ludzi, których serca tak silnie ukochały Tatry i wszystko co nasze, tak żywo i wesoło biły dla nich.
Pamięć o nich nie zaginie, póki to państwo podniebnego orła zwiedzać będą goście i szukać tu wytchnienia po pracy całorocznej.
Gwarę dwóch mogił zrozumie kiedyś zimna dla poezyi ludowej ludzkość, oceni należycie, a zebrawszy wśród górali okruchy tego, co Sabała czuł, opowiadał i grał, przyswoi sobie, uszlachetni i zawtóruje kiedyś halnemu wiatru, co ponad ich mogiłami śpiewa wiosną i jesienią starą Sabały piosnkę tak silnym głosem, iż trzęsą się od niego w swoich posadach drewniane chatki góralskie.

Oj, zahucàły góry,
Oj, zahucàły lasy,
Oj, ka sie popodziàły
Oj, nàse dàwne càsy.
(Melodya Nr. 7).

separator poziomy


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Stopka Nazimek.