Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częła zapraszać, więc wstąpił, bo zaproszeniu odmówić byłoby nie »piéknie«.
Wnet mimo spóźnionej pory pozapalały jej córki świece i rzuciły się do bloków i nuż szkicować węglem siedzącego starca.
Lecz on obyty już z tego rodzaju męczeństwem, jakie sprawia pozowanie, spostrzegł zaraz co się święci, a gdy jeszcze się przekonał, że nie »wielgiemi sprzętami«, ale węglem go malują, tak począł mówić:
— Prosem piéknie panicek — dàjcie pokój! Nie trza, nie trza. Mnie ta juz duzo razý malowali — haj. Mieli wielgie przýrządy i sprzęt setny, — Scoteckami mie malowali — haj.
Wielgie mieli przýrządy i przýprawy i sprzęt setny.
Ale to biéda, bo kiebyś im straśnie cihutko siedziàł, a ja tego nie ràd widzem. —
Kiedy zaś matka panien, zgarbiona staruszka, zaczęła mu wspominać, że już bardzo dużo przeżyli oboje i już czas im myśleć o innem mieszkaniu na innym świecie, tak jej powiedział:
— Toz to — prosem piéknie ik miłości — to samiutko mi moja baba sićko po za usý tyrlikała, pokiela byłà zdrowà — haj. — Ze juz trzà koło Pàniezusa zajézdzać — haj.
Ale jà hàw nie taki wàrtki. Jàby sie naprzýkrzàć Pànu Jezusickowi hańbiéł.