Cicho, sennie szemrzą drzewa, Listek z listkiem gada —
Złota jasność się rozlewa, Słońce w głąb zapada.
Złoty promyk gaśnie bystrze, Szatę noc rozpina —
Wtedy słowik, mistrz nad mistrze, Koncert swój zaczyna.
Wkoło cisza uroczysta I wieczorny chłód —
Tylko płynie pieśń srebrzysta Nad falami wód;
Ponadbrzeżne kwiaty, zioła Zachwyceniem drżą,
I rzucają woń dokoła Senną piersią swą.
A wiośniany pieśniarz dzwoni — Znać serce śpiewacze!
Niby perły, dźwięki roni, Wzdycha, łka i płacze —
W tryl uderzy, śmiechem błyśnie Zawiedzie okrutnie,
Aż pieśń wielką w niebo ciśnie, Szarpiąc serce-lutnię!
Na gałązce zawsze sam — A piosenka płynie: Tam i tu, tu i tam — W wieczornej godzinie.
Słowik-pieśniarz nie zna snu — W przestrzenie podniebne, Tu i tam, tam i tu — Rzuca dźwięki srebrne. Słychać płacz i szloch Bez spoczynku, tchu —
Cały przestwór pieśń przenika, Drży u niebios bram... To słowika: Tu i tam, Tam i tu: Och i och!