Sława (Korczak)/Rozdział dziesiąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Sława
Wydawca T-wo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY.

Było już prawie ciemno. Władek czytał śpiesznie, żeby skończyć rozdział do zupełnego zmroku. Czytał akurat o tem, jak czerwonoskórzy chcieli spalić podróżnika, któremu już na pomoc biegli towarzysze. I nagle ktoś pociągnął Władka za rękaw.
— Kto to? Czego chcesz? — prawie przestraszył się Władek.
To była Pchełka.
Zawsze wesoła i skacząca, Pchełka teraz była pokorna i smutna.
— Władeeek!
— Co?
— Nie będziesz się na mnie gniewał?
Pchełka miała łzy w oczach, duże, okrągłe łzy.
— Co zrobiłaś, Pchełko?
— A nie będziesz się gniewał i nie powiesz nikomu?
— Nikomu nie powiem.
— Więc: widzisz, ja jestem niedobra. Wicuś jest mały i głupi; to nie jego wina, że ja kupowałam cukierki.
Wicuś, usłyszawszy swe imię, wylazł z za szafy i wolnym krokiem zbliżył się do Władka.
— Raz kupiłam za grosz, a potem za dwa grosze. Potem założyłam się o dwa grosze i także przegrałam.
— A skąd miałaś pieniądze? — zdziwił się Władek.
— Właśnie, że nie miałam.
Władek wszystko zrozumiał: Pchełka narobiła długów, teraz szarpią ją wierzyciele — tak jak pana Witolda. Pchełka jest lekkomyślna, żyła nad stan i teraz pokutuje.
— Ile jesteś winna? — zapytał Władek.
— Najbardziej jestem winna pięć groszy: w ochronie trzy grosze i na podwórku dwa.
Pchełka dziś nawet wcale nie była w ochronie, bo ta dziewczynka kazała jej przynieść pieniądze, bo dłużej czekać nie może, i powie wszystko pani, i pani ją z pewnością wyrzuci.
— Mój Władku, mój Władku kochany, tylko nie mów nic mamie. Ja już nigdy nie będę.
I Pchełka powoli wszystko powiedziała.
Zaczęło się od tego, że kupiła od Józi landrynkę za grosz, niby że będzie jej winna — bo przecie za grosz można dostać cztery landrynki. Potem nie miała grosza, więc się założyła i przegrała — to już były dwa grosze. Wtedy Józia kazała jej przynieść serwis Mani za te dwa grosze, ale Pchełka nie chciała. Potem Wicuś powiedział, że się poskarży mamie, więc musiała mu kupić karmelek, żeby nic nie mówił, i pożyczyła od dziewczynki w ochronie; tego karmelka nawet nie skosztowała. Władek pamięta to zielone szkiełko, co, jak przez nie patrzeć, wszystko było zielone? Więc szkiełko i pieczątkę z aniołem i maluśkiego kotka porcelanowego bez nogi — wszystko oddała — i więcej nic już nie ma.
Władek zupełnie zapomniał o podróżniku, którego mieli spalić czerwonoskórzy.
Gdyby zamiast myśleć, o Indjanach i tygrysach, więcej patrzał na Pchełkę, toby zauważył, że już dawno była ona smutna, że nie śmieje się i nie skacze, jak dawniej, że niechętnie chodzi do ochrony, że tajemniczo szepcą ciągle z Wicusiem. Mama prosiła, żeby uważał na Pchełkę i Wicusia, a on co? — nic sobie z tego nie robił.
Pchełce obiecał Władek, że spłaci jedenaście groszy długów, a sobie przyrzekł, że więcej będzie dbał o młodsze rodzeństwo.
I kiedy Pchełka znów głośno się śmiała i wesoło skakała, Władek myślał z zadowoleniem, że to jego zasługa.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.