Rycerze (Arystofanes, tłum. Konarski, 1881)/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Konarski
Tytuł Wstęp
Podtytuł Komedya
Pochodzenie Rycerze
Wydawca Wyd. Dzieł Tanich A. Wiślickiego
Data wyd. 1881
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tytuł orygin. Ἱππεῖς
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Komedya greckiego poety, którą niniejszem w polskim podajemy, przekładzie, jest komedyą polityczną, w całem znaczeniu tego wyrazu. Osoby w niej występujące, nie są to typy urodzone w głowie autora, lecz indywidualności wprost z teatru życia na deski sceny ateńskiej przeniesione z taką intuicyą, z tak naturalnem rozwinięciem konsekwencyi ich charakterów, że widz ówczesny nie mógł w nich żadną miarą nie poznać przywódzców polityki swojej. Treść sztuki, to zbiór alluzyj i przycinków do istniejących stosunków Aten, tendecya jej, to niejako program polityczny całego stronnictwa obywateli, wypowiedziany jambami poety. Przy takim zatem ustroju naszej komedyi, ze względu na treść jej i dążność związaną tak ściśle z biegiem współczesnych wypadków, niezbędną wydaje nam się rzeczą, choćby kilku słowy, naszkicować stan polityczny ówczesnych Aten.
Sztuka ta uwieńczona nagrodą, przedstawiona była na scenie ateńskiej w czasie poświęconej Dyonyzosowi uroczystości Lenajów, w lutym r. 424 przed Chr., za rządów archonta Straloklesa. Odpowiada ona treścią wypadkom mniej więcej, od roku 429 prz. Chr. aż do chwili przedstawienia ubiegłym, a zatem przebieg tychże i bliższe zaznajomienie się z tem pięcioleciem zajmie nas teraz.
W roku 429 przed Chr. dotknął ateńczyków jeden z najboleśniejszych może ciosów, jakich oni w czasach wojny peloponeskiej (r. 431—404) doznali, cios, którego zgubne skutki zbyt prędko okazać się miały, a ciosem tym była śmierć Peryklesa. Genialny ten wódz i mąż stanu, kierownik i doradzca ludu, uległ w tym roku zarazie, wydarty z łona przyjaciół i współobywateli, — a ze śmiercią jego ustała niejako opieka, której potrzebował wiecznie młody i lekkomyślny lud ateński. Trzy lata przed jego zgonem, wrzały już o życie lub śmierć krwawe zapasy ze Spartą, trzy lata udawało się Peryklesowi z największem zaparciem siebie, powstrzymywać lud zapalony chwilowemi powodzeniami od wypraw nie mających wydać owoców, od wybryków lekkomyślności i buty. Ateński mąż stanu poznał, jak potężną bronią w ręku ziomków jego jest flota, poznał nadto, że tylko wytrwałem a bacznem dążeniem do zatrzymania ówczesnych posiadłości Aten, może ojczyznę utrzymać przy dawnej potędze, dla tego też roztropny nie łaknie nowych zdobyczy, wzmacnia flotę, a mimo szemrań sangwinicznego ludu i obelg wrogów swoich, nie puszcza się na niepewne wyprawy. Teraz następuje zwrot polityki. Nie łatwo można było znaleźć męża, któryby godnie objął ster po Peryklesie, któryby równie genialnie i ostrożnie nawą Aten pokierować zdołał, wśród raf wewnętrznych zatargów i piętrzących się bałwanów walki zewnętrznej.
Występuje Eukrates, kupczący lnem i zgrzebiami, właściciel młyna, a zwany przez komedyopisarzy „Dzikiem” lub „Niedźwiedziem” z gminy Melite. Był to człowiek prostaczy i niedołężny, a wystąpił na widownię publiczną jakby po to tylko, aby zniknąwszy z niej wkrótce bez śladu, złożyć świadectwo swej nieudolności i ludowi przypomnieć, że męża, którego mu wydarła śmierć nieubłagana, nikt już godnie zastąpić nie zdoła. Zdolniejszy o wiele od Eukratesa Lizykles, handlarz owiec i bydła, nie długo cieszył się swym wpływem na bieg spraw państwa; już w rok po śmierci Peryklesa zginął na wyprawie w Karyi.
Postępowanie następców Peryklesa stanowi z działalnością jego przeciwieństwo jak najżywsze. On umiał wyższością umysłu, siłą woli i nieskazitelnością charakteru utrzymać w karbach niesforny lud ateński, on jeden mógł mu bolesną i gorzką prawdę bez trwogi w oczy rzucić, a choć lud ten rozjątrzony i dotknięty w owej dumie, opierał się a nawet go oskarżał i na kary skazywał, czynił to jakby dla tego tylko, aby wkrótce z tem większą uległością i uwielbieniem przed nim się korzyć i oddać się jego rozkazom. Pozornie lud rządził sam, lecz istotna władza była w ręku Peryklesa; nie był on tyranem, lecz prawym synem Aten i patryotą, który widząc, że lekkomyślność młodszej braci matkę o stratę ojcowizny przyprawić może, sam się jej zajął opieką. Jakże odmienny obraz w obecnej widzimy chwili! Arystydesowa prawość Peryklesa, bohaterskie się jego zaparcie — znikły, aby nigdy nie wrócić, a w miejscu ich rozwielmożniają się brudna chciwość i podła prywata. Teraźniejsi przywódcy ludu, stojąc od Perykiesa o tyle niżej, o ile niżej miernota od geniuszu stoi, muszą, chcąc się utrzymać przy władzy, sięgnąć po środki niegodziwe, muszą, chcąc ująć lud sobie, dogadzać jego dziecinnym zachciankom, lub palić mu kadzidła pochlebstwa.
Najwybitniejszą, z osobistości, które się w tym czasie potęgi znaczenia dobiły, postacią, która nam najdosadniej charakteryzuje czasy demagogii i dążenia demokracyi ateńskiej, jest bezwątpienia właściciel garbarni i handlarz skóry — Kleon, syn Kleajneta. Jeszcze za życia Peryklesa spotykamy imię tego przyszłego demagoga na kartach historyi Aten. W połączeniu z Dyopejtesem oskarżył on filozofa Anaksagorasa, jednego z najszczerszych przyjaciół Peryklesa, o bezbożność i stał się tym sposobem powodem ucieczki Anaksagorasa z Aten. Z wybuchem wojny peloponeskiej, nabiera imię Kleona większego rozgłosu. Perykles, jak wiemy, wierny raz obmyślonemu planowi, unikał najbardziej działania zaczepnego w obec nieprzyjaciół i starał się wszelkiemi sposobami powstrzymać od niego niecierpliwych i żądzą walki rozpłomienionych ziomków. Liczba niezadowolonych była z tego powodu wielka, a na ich czele stanął Kleon. Oczekiwał on tylko sposobności, aby się rzucić na Peryklesa, a ta nadarzyła mu się wkrótce. Perykles przedsięwziął wyprawę morską, która jednak w skutek ogólnego zniechęcenia i apatyi, z przyczyny zarazy spełzła na niczem; nie omieszkali skorzystać z tego polityczni jego nieprzyjaciele, a między nimi Kleon, wytoczyli mu proces i kazali znaczną sumą wynagrodzić koszta nieudałej wyprawy. Wkrótce atoli poczucie sprawiedliwości wzięło u ludu górę nad niechęcią, karę zniesiono a przeciwnicy i oskarżyciele Peryklesa zawstydzeni, zamilknąć musieli. Kleon znika na czas jakiś z areny politycznej Aten i dopiero w dwa lata po śmierci Peryklesa, r. 427 prz. Chr., widzimy go na widowni publicznej napowrót. Sprawa szła wtedy o wyspę Lesbos.
Mieszkańcy sprzymierzonej z Ateńczykami wyspy Lesbos, postanowili w r. 428 przejść do obozu wrogiego Atenom, do Sparty; jedyne tylko miasto Metymna pozostało wierne dawnym zobowiązaniom w obec Aten. Spartanie przyjęli Lesbijczyków z otwartemi rękami; wszelki nabytek w siłach wojennych był dla nich nader pożądany, a zwłaszcza, gdy tym nabytkiem była tak kwitnąca i potężna wyspa jak Lesbos: obiecali natychmiast wysłać flotę posiłkową nowym sprzymierzeńcom, aby im dopomódz w odstępstwie od Aten, a sobie zapewnić posiadanie wyspy. Lecz nadaremnie oczekiwali Lesbijczycy dnia każdego przybycia Spartan, napróżno wyglądali długo na zachód i południe, czy nie ujrzą zdaleka żagla spartańskiego, zwiastującego im chwilę ocalenia. Lakedejmończycy nie przybywali; dowódca wysłanej przez nich floty nie zbliżał się do wyspy z obawy przed Ateńczykami, — a w roku 427 leżało już upokorzone miasto Mitylene, tak się zwała stolica wyspy, u stóp zwycięzkiego wodza Aten, Pachesa. Wódz ten, zająwszy miasto, schwycił tysiąc przywódców buntu a członków najznakomitszych rodzin lesbijskich i odesłał ich do swojej ojczyzny, oddając ziomkom rozstrzygnięcie ich losu. W Atenach zwołano Zgromadzenie ludowe. Kleon występuje teraz, a zabierając pierwszy głos w tej sprawie, radzi ludowi, zapalonemu żądzą zemsty i upojonemu zwycięztwem, aby wydał wyrok, na podstawie którego nie tylko owych tysiąc Mityleńczyków znajdujących się w Menach, ale cała ludność męzka wyspy, wyjąwszy; miasto Metymna, miała być śmiercią ukarana, a kobiety w niewolę sprzedane. Mimo upominania rozważniejszych obywateli, mimo zaklęć obecnych wówczas w Atenach posłów z Lesbos, nie wahał się lud przyjąć tego wniosku Kleona. Wprowadzając uchwałę w życie wysłano natychmiast na morze okręt, który miał zawieść Pachesowi rozkaz spełnienia tego okrutnego wyroku. Wkrótce atoli, bo już w godzin kilka, nastąpiło opamiętanie i skrucha. Wrodzone Ateńczykom poczucie sprawiedliwości, szlachetność wrodzona, wykazywała jawnie, jak nieludzkim, barbarzyńskim byłby krok podobny; dla tego też chętnie spieszył każdy, gdy na drugi dzień znowu Zgromadzenie zwołano, aby sprawę lesbijską raz jeszcze wziąć pod rozwagę. Kleon występuje powtórnie i w mowie, której myśl przewodnią przekazał nam Tukidydes, dziejopisarz ówczesnych Aten, twierdzi bez ogródek, że wyrok na Lesbijczyków wydany jest sprawiedliwym a nawet niezbędnym, gdyż Ateny swych sprzymierzeńców jedynie ciężkim łańcuchem tyranii do siebie przykuć mogą i że jedynie bezwzględność i surowość bezlitośna w karbach posłuszeństwa i wierności utrzymać ich zdoła. Przeciw uchwale ludu z dnia poprzedniego i przeciw wnioskowi Kleona przemawiał Dyodotos a przy znajomem nam już usposobieniu ludu, nie trudne miał on zadanie. Wniosek Kleona upadł, wyrok wydany zniesiono. Natychmiast wysłano do Lesbos drugi statek, który przy sprzyjającej pogodzie i usilności hojnie przez posłów lesbijskich obdarzonych majtków, wczas jeszcze do celu podróży przybył, aby zbuntowanych sprzymierzeńców od śmierci, a Ateńczyków od hańby krwawego czynu ocalić.
Niepowodzenie doznane w sprawie wyspy Lesbos nie zraziło bynajmniej Kleona; owszem, z niezłamaną energią i siłą woli dąży on naprzód, a występując zawsze i wszędzie jako opiekun biednego tłumu, ujmując go sobie gwałtowną i przekonywającą wymową, dochodzi do coraz większego znaczenia i wpływu.
Przypatrzmy się teraz na chwilę wewnętrznym stosunkom państwa, poznajmy mężów, którzy w tym czasie obok Kleona na widownię występują i kierunków przeciwnych jego dążnościom są reprezentantami. W obozie przeciwnym, w stronnictwie arystokratycznem, najwięcej bezsprzecznie znaczenia posiadał bogaty Nikias, dzierżawca kopalni srebra w Laurion i niezliczonych właściciel majętności. Mąż ten jest typową postacią arystokraty konserwatysty: pobożny do przesady i zabobonności, radzi się co chwila bogów, którym codziennie własnoręcznie składał ofiary, nie przedsiębierze żadnego ważniejszego kroku bez zasiągnięcia rady u swego nadwornego wróżbity, bez zapytania wieszczb i wyroczni. Ludu i demokracyi obawia się on nad wszystko i nie chcąc ściągnąć na siebie zarzutu obojętności dla spraw ojczyzny, przesiaduje całemi dniami w miejscu obrad strategów, a nawet w domu swoim nie przyjmuje żadnych odwiedzin, będąc wrzekomo ciągle zajęty przemyśliwaniem nad dobrem ojczyzny. Obdarzony znakomitemi zdolnościami wojskowemi i dyplomatycznemi, jak tego chlubne złożył dowody na wyprawie sycylijskiej i zawarciem pokoju imię jego noszącego; nie miał przecież na tyle odwagi cywilnej, aby jawnie, słowem i czynem stanąć wobec Kleona w obronie swoich przekonań; musiał przeto przez bierność swą ustąpić czynnemu demagogowi. Ostrożność i trwożliwość posunięta do ostatecznych granic, brak energii i decyzyi, oto główne wady Nikiasa, które mu mimo nieskazitelnego i prawego charakteru, niepozwoliły nigdy zająć prawdziwie wybitnego stanowiska w państwie i stanowczego wpływu na bieg spraw jego wywierać.
Drugim nie współzawodnikiem Kleona, lecz mężem, który brał żywy udział w wypadkach rozwijających się w tym czasie i którego imię jest ściśle związane z historyą wojny peloponeskiej — był Demostenes, syn Alkistenesa. Charakter jego był wprost przeciwny usposobieniu Nikiasa. Nie wierzył w bogów i kpił sobie z wiary w nich, a całą wiarę i umiejętność pokładał jedynie w mieczu swym, który go tez prawie nigdy nie zawodził. Nie było zaiste wyprawy awanturniczej, nie było niebezpiecznego przedsięwzięcia, któregoby on się z zapałem nie podjął, — rzecby można pokoju a zimnej rozwagi i zastanowienia na równi nie cierpiąc. W r. 426 prz. Chr., przedsięwziął on, namówiony i wsparty przez mieszkańców miasta Naupaktos, wyprawę do Etolii, sądząc, że łatwo podbije ten kraj ze Spartą sprzymierzony; lecz zawiódł się niestety, gdyż w wąwozach etolskich poniósł tak dotkliwą klęskę, że cofnąwszy się ku Naupaktos, obawiał się do ojczyzny powracać. Wkrótce atoli zdołał się zemścić za doznaną przegranę, a odniósłszy pod Olpaj świetne zwycięztwo nad wojskiem ambracko peloponeskiem, nowe pozyskał wawrzyny. Z trzystu zdobytemi na wrogu zbrojami, które mu jako zwycięzkiemu dowódcy ofiarowano, powrócił do przejednanych tem Aten. Do spraw i zatargów politycznych w ojczyźnie nie mieszał się wcale, gdyż najpierw przeciwnicy jego mogli użyć w każdym razie klęski etolskiej jako skutecznej przeciwko niemu broni, a powtóre nie miał on do tego ani chęci, ani zdolności, gdyż dla niego pole walki i zapasów z wrogiem było jedynem polem popisu. Tak więc, gdy Perykles śmiercią swoją osierocił Ateny, gdy Nikias nie chciał, Demostenes nie mógł, Alkibiades zaś za młody był jeszcze, aby się mieszać w rząd spraw ojczystych, wszystkie okoliczności składały się przyjaźnie na to, aby Kleonowi utorować drogę do sławy, znaczenia i zaszczytów.
Wypadki z r. 425 prz. Chr. postawiły Kleona na szczycie potęgi. W lecie tego roku przypada jego wyprawa do Pylos, a skutek jej nadspodziewanie pomyślny, wszystkich jego nieprzyjaciół zmusił do milczenia, wielbicieli zaś szeregi nieskończenie powiększył. Kilka słów o tej wyprawie.
Na wiosnę r. 425 udało się Demostenesowi zająć z bardzo małą siłą Pylos, miejscowość leżącą na zachodzie Messenii. Spartanie usiłowali go ztarotąd wyprzeć, lecz Demostenes bronił się dzielnie, a gdy wkrótce posiłki nadeszły, otoczyli Ateńczycy na wysepce Sfakterya obok Pylos leżącej, czterystu dwudziesta Spartan, tak że ujść im ztamtąd było niepodobieństwem. Gdy wszelkie ich usiłowania wyswobodzenia się spełzły na ciczem, wysłano ze Sparty poselstwo do Aten z prośbą o pokój i wypuszczenie otoczonych. Lud jednak poduszczony przez Kleona zażądał w warunkach takich ustępstw od Sparty, że poselstwo wróciło nic nie zdziaławszy. Walka rozpoczęła się na nowo, lecz oblężenie przedłużało się w nieskończoność, a zima zagrażała. Niechęć wszystkich zwraca się teraz przeciwko Kleonowi, on jednak wymawia się od winy składając wszystko na niedołężność wodzów z pod Pylos i twierdząc, że gdyby tam sam sprawami pokierował, w kilkunastu dniach ujrzanoby oblężonych Spartan wśród murów miasta. Nie spodziewał się zaiste Kleon, że słowa nierozważnie i w zapale wypowiedziane, donośny wywołują skutek, — wpadł we własne sidła. Przyjaciele i nieprzyjaciele napierają nań teraz, aby czynem stwierdził, że powyższe zdanie nie jest tylko czczą przechwałką, jedni i drudzy nalegają, aby objął dowództwo i odpłynął do Pylos; zwolennicy jego czynią to w tem przekonaniu, że zdobędzie przez to nowe wawrzyny, wrogowie zaś nie mniej byli pewni, że o brzeg Sfakteryi strzaska się łódź powodzenia Kleona. Chcąc nie chcąc uległ Kleon; wyrusza na południe, lecz żąda, znając energią i zdolności strategiczne Demostenesa, aby go zamianowano współdowódcą wyprawy. Życzeniu temu uczyniono chętnie zadość. Los sprzyjał Kleonowi. Wkrótce udało się Ateńczykom zajęć oblężoną wyspę, dzięki nieustraszonej odwadze Demostenesa i pomocy Messeńczykow. Kleon dotrzymał słowa; po upływie dwudziestu zaledwie dni, zawinął do Pireju okręt wiozący stu dwudziestu najznakomitszych Spartan, jeńców ze Sfakteryi. Oznaki wdzięczności i uwielbienia ludu dla Kleona nie miały końca, na pamiątkę wyprawy tej wystawiono pomnik bogini zwycięztwa Nike, na Akropoli ateńskiej, Kleona samego zaszczycono ofiarowaniem jedzenia w Prytanejon na koszt państwa i proedryą t. j. pierwszem, poczesnem miejscem w teatrze i w czasie wszelkich uroczystości. O ile wzrosły znaczenie i wpływ naszego demagoga, o tyle stracił na powadze Nikias, który przed wyprawą Kleona do Pylos, zrzekł się był dowództwa na korzyść jego, a przez to największemu swemu przeciwnikowi, wawrzynami sławy sam skroń uwieńczył. Upadł on a z nim upadło stronnictwo pokojowe tak dalece, że Spartanie po klęsce na Sfakteryi doznanej, po trzykroć do Aten posłów z prośbą o pokój wysyłali, a ci po trzykroć żadnych rokowań do skutku doprowadzić nie mogli.

∗             ∗

Poznaliśmy w ten sposób w głównych zarysach, w konturze naszkicowaną działalność publiczną w przebiegu bliżej nas obchodzącego pięciolecia, trzech mężów: Kleona, Nikiasa i Demostenesa, mężów, którzy w naszej komedyi, a zwłaszcza pierwszy z nich, główną odgrywają rolę; poznaliśmy teren, na którym oni występowali i stosunki, w których się czynność ich rozwijała, — przypatrzmy się teraz pokrótce, jak nam ich Arystofanes w swoim utworze przedstawia i poznajmy nadto stosunek, w jakim pozostawał autor sam do Kleona.
Arystofanes był zwolennikiem pokoju i polityki umiarkowanej. Zdanie to wystarcza, jak sądzimy, aby we właściwem świetle przedstawić stosunek poety do dążności i zachcianek ludu i w ogóle jego przyprzywódców; autor nasz przeczuł, że żądna wojny, namiętna i zaborów łaknąca polityka Kleona, musi mimo chwilowych zwycięztw i powodzeń przyprawić w przyszłości ojczyznę o bolesne ciosy, musi na nią klęski sprowadzić, i on, który Peryklesa nawet za zbyt wojowniczego uważał, nie miałby Kleona z całej duszy nienawidzieć? Genialny komedyopisarz straszną miał broń w swoich rękach, broń szyderstwa i sarkazmu, nią więc postanowił upokorzyć wroga, nią go o zgubę przyprawić. To spowodowało napisanie Rycerzy. Nie mamy wcale zamiaru wdawać się w bliższą ocenę publicznej działalności Kleona i jego charakteru; trudne to zadanie a zdania uczonych podzielone w tym względzie, lecz to nam tylko nadmienić wypada, że nigdy i pod żadnym warunkiem nie powinniśmy identyfikować charakteru Kleona w komedyi, z Kleonem w życiu i polityce. Komedya, nie jest historyą, a komedyopisarz nie jest dziejopisem. Arystofanes postanowił dojść za pomocą Rycerzy nie do przedstawienia dziejowej prawdy, lecz do zmniejszenia wpływu Kleona na opinię publiczną, do zachwiania jego znaczenia, a dowcip i przesada miały mu wtem utorować drogę. Czyż mielibyśmy również idąc za Chmurami, inną komedyą naszego poety, Sokratesa, szlachetnego mistrza Platona, owego pierwszego męczennika nauki, uważać za oszusta i szalbierza, jakim go tam Arystofanes przedstawia, nie znając zasad przezeń głoszonych i stawiąc go na równi ze sofistami?
Kleon, występujący w komedyi naszej pod imieniem Niewolnika z Paflagonii, jest jako taki człowiekiem bez najmniejszej wartości moralnej, dbającym tylko o własny interes i zawsze na wszystko gotowym. Nie wzdryga się przed żadnemi środkami, które go tylko do celu doprowadzić mogą, a od przekupstwa aż do złodziejstwa zna wszystkie szczeble wiodące do podłości i zbrodni. Nikias i Demostenes, noszący w komedyi także ogólną nazwę Niewolników, nie mają i tu, podobnie jak w życiu publicznem, żadnego wobec Kleona znaczenia. Wszyscy trzej służą w domu zdziecinniałego starca Demosa t. j. ludu ateńskiego, a Paflagończyk-Kleon, który zupełnie panem owładnął, nie szczędzi im przy żadnej sposobności plag i razów. Niewolnik drugi t. j. Nikias zna sposoby uwolnienia się od gniotącej i nienawistnej przewagi przybłędy z Paflagonii, byłby w stanie podać środek do wydobycia się? tego matecznika kłopotów, lecz nuż licho zrządzi i Paflagończyk dowie się o tem! Ustępuje zatem zdając się na wolę bogów. Niewolnik pierwszy nie ma znowu chęci rozwagą i zastanowieniem dojść do upragnionego celu, nie myśli on sobie łamać głowy nad planami ocalenia, lecz czeka niecierpliwie chwili odwetu. Przy takim stanie rzeczy, należałoby na zawsze już postradać nadzieję lepszej przyszłości, gdyż Paflagończyk nie krępowany niczem, bez przeszkód dalej rządzić będzie; lecz poeta nie rozpacza jeszcze wspólnie z Nikiasem, nie trwoni bezczynnie czasu razem z Demostenesem, ale ogląda się za osobistością, któraby raz na zawsze upokorzyła i przydeptała znienawidzonego ciemięzcę. Będąc głębokim znawcą natury ludzkiej wiedział on, że człowieka podobnego jak Paflagończyk, w którego sercu podłość i występek tak bardzo się rozwielmożniły, nikt cnotliwy poprawić nie zdoła; wiedział, że jego własną tylko bronią pokonać będzie można, dla tego też wprowadza na scenę jako przeciwnika Kleona — Handlarza kiełbas, indywiduum łączące w sobie wszystko, co tylko u ludzi na pogardę zasługuje i piętno hańby na sobie dźwiga. Mąż ten wzrosły w najniższych warstwach ludu ateńskiego, był prawdziwie prototypem, meprzewyższonym wzorem, ideałem brudu i podłości. — Do osób występujących w komedyi, należy jeszcze Chór złożony z Rycerzy, od którego też utwór cały imię swe wiedzie. Nie należy myśleć jakoby Rycerzami tymi byli aktorowie tylko w ich roli występujący; Chór składał się z rzeczywistych Rycerzy t. j. członków niejako gwardyi miasta Aten, którzy podzielając polityczne przekonania Arystofanesa i wspólnie z nim Klaona nienawidząc, chętnie mu tę przysługę zrobili.
Niebawem rozpoczynają się zapasy między przeciwnikami, a Niewolnik pierwszy i Chór, przechylają się zaraz z samego początku stanowczo na stronę Kiełbaśnika, widząc w nim, jakby duchem proroczym, przyszłego zbawcę ojczyzny. Walka wre coraz zapalczywiej; Paflagończyk pobity na każdem polu języcznej szermierki, odwołuje się do widzów, do Rady pięciuset, a nawet do Demosa t. j. pana samego, lecz nadaremnie — musi uledz w końcu. Role ich mieniają się teraz; Kiełbaśuik odbiera od Paflagończyka insygnia jego godności, a on, gdy znać zbyt drażliwe jego nerwy tak dalece nie przeniosły tego bolesnego ciosu, że upadł zemdlony, musi przyszedłszy do siebie, zająć się rzemiosłem swego przeciwnika — roznosić po Atenach kiszki i kiełbasy. Każdy z dzisiejszych komedyopisarzy byłby bez wątpienia w niemałym kłopocie, coby mu teraz ze zacnym Kiełbaśnikiem robić wypadało; lecz Arystofanes nie krępowany więzami prawdopodobieństwa, wywinął się zręcznie z kolizyi, jak tego dowodzi ostatnia scena komedyi. W scenie tej widzimy ku niemałemu zdziwieniu, Demosa i Kiełbaśnika, zmienionych do niepoznania pod wpływem czarodziejskiej sztuki ostatniego. Dawny przeciwnik Paflagończyka stał się teraz ze zbrodniarza szlachetnym i ojczyznę miłującym patryotą; Demos zaś z głupkowatego i mrukliwego starca, energicznym, silnym i wspaniałym wojownikiem, synem Hellady, jakich ona miała podostatkiem za dni maratońskiej sławy. Tak więc celem komedyi całej było udowodnienie tego pewnika, że Kleon musi być znaczenia i wpływu pozbawiony, a gdy to nastąpi, zakwitnie, jakby za uderzeniem różczki czarodziejskiej, szczęście i chwała, na trwalszej ugruntowane podstawie.
Arystofanes, jak już wyżej wspomnieliśmy, otrzymał za niniejszą sztukę pierwszą nagrodę. Nie wiemy prawdziwie, co nam bardziej podziwiać wypada, czy nieustraszoną śmiałość poety, który tak jawnie wypowiada przekonania swoje, nie lękając się na szczycie sławy stojącego demagoga, a wypowiada jo mimo to, że on go już dwa lata przedtem za sztukę Babilończycy przed Radą pięciuset oskarżył, — czy też bezstronność i miłość piękna u ludu ateńskiego, który nie zważając na to, że uwielbiany przezeń Kleon jest tak ostro w komedyi tej sądzony, jedynie w imię tego piękna, przyznaje bez wahania autorowi palmę.

W końcu wypada nam jeszcze przypomnieć, że z górą już dwadzieścia trzy wieki minęły od czasów Arystofanesowych, że pojęcia nasze co do przyzwoitości już przez tę okoliczność tak bardzo różnić się muszą od pojęć helleńskiego świata, że zatem i w komedyi tej napotkamy nie mało wyrażeń dziś ucho nasze razić mogących. Chcąc być wierni oryginałowi, nie mogliśmy w przekładzie nie nazywać rzeczy po imieniu, musieliśmy nie raz dosadniejszych użyć wyrażeń — lecz w każdym razie, odsłonimy przez to, zdaniem naszem, tylko nagość klasyczną, na którą patrzeć zwykliśmy bez sromu.

We Lwowie, w marcu 1879 r.

∗             ∗
Przy pisaniu przedmowy tej i załączonych do przekładu objaśnień posługiwaliśmy się następującemi dziełami:

G. Grote, „Geschichte Griechenlands” uebertragen von W. Meissner. Leipzig, 1853.
E. Curtius, „Griechische Geschichte. 3. Aufl. Berlin, 1869.
„Des Aristophanes Werke”. Uebersetzt von Joh. Gust. Droysen. 2. Aufl. Leipzig, 1871.
„Die Ritter des Aristophanes griechisch und deutsch mit kritischen und erklärenden Anmerkungen von W. Ribbeck. Berlin. 1867.
„Die Ritter des Aristophanes” erklaert von Theodor Kock. 2. Aufl. Berlin, 1867.
„Suidae Lexicon, graece et latine — recensuit et annotatione critica instruxit” Godofredus Bernhardy. Halis et Brunsvigae, 1853.
„Allgemeine Encyclopädie der Wissenschaften und Künste herausgegeben” von J. S. Ersch und J. G. Gruber. Leipzig, 1821.
J. Becker — „Charikles” ed. II.

Przekładu dokonaliśmy wprost z oryginału wydania T. Kock’a.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Konarski.