Refleksye (Voltaire)/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Grzegorz Glass
Tytuł Przedmowa
Pochodzenie Refleksye
Wydawca Księgarnia Polska Bernarda Połonieckiego
Data wyd. 1911
Druk Drukarnia „Wieku Nowego“
Miejsce wyd. Lwów
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Przedmowa.

Którzy czynili Voltaire’owi zarzut z oschłości i racyonalizmu, niedoceniają Voltaire’a i jego czasów.
„Racyonalistyczny“ jest każdy umysł, liczący się z ciągłością kultury w stosunku do prawd przeżytych, pokonanych i zaprzeczonych przez rzeczywistość.
Na rozstajach dwóch stuleci był Voltaire słupem płomiennym, „mężem sprawiedliwym“, którego „Król-Duch“ Historyi przeciwstawił martwocie sytych, zasłużonych, odchodzących klas.
Ściskano już w garści miecze, których siłę młode mieszczaństwo, chorąży pandemokratyzmu stulecia wypróbowało w sądach, administracyi, parlamentach, radzie królewskiej, w obcowaniu z najdumniejszymi ludźmi przywileju i najdumniejszemi sprawami życia.
Było — jak podczas długiej śmiertelnej choroby króla, gdy o rzeczywistości po ostatnie tchnienie roztrzyga nie następca, jeno jeszcze mit o wszechmogącej osobie panującego i tą legendą orężne sługi, odprawujący rządy imieniem trupa Jego Kr. Mości. Tej oto głuchej chwili międzykrólewia klas, opiłej buntem, był Voltaire opiekunem, depozytaryuszem, chrzcicielem.
Jaki czas — taka broń.
Ale ilekroć zachodziła konieczność utrwalania idealnych zdobyczy czasu, Voltaire — rękodajny, dworzanin króla, szambelan Wielkiego Fryderyka, uniżony służka i laudator imperatorowej rosyjskiej, Voltaire — spekulant, lichwiarz, skąpiec, Voltaire — tchórz fizyczny, oćwiczony bezkarnie szpicrutą kawalera de Rohana, — odchodzi za ramę stylowego portretu, jako wizerunek człowieka „na codzień“, człowieka pozorów... Pozostaje kat na katy, wróg na wrogi życia, zakonu mędrców i prawodawców wierny i mężny obrońca.
Z brudnej kuchni życia, która jest zawsze krzywoustą odpowiedzią na przemoc otoczenia, z za kulis pudrowanego theatrum, kędy brak karocy, klejnotu, szlacheckiego przydomku i lokai mógł być dla wybitnej jednostki tragedyą śmiechu, czy śmiechem tragedyi, zależnie od odporności i pogardy, wychodzi Voltaire czysty i niepodległy.
Czcił go przecież i wieńczył naród u schyłku życia, niby ojca ojczyzny, rycerza cywilnej odwagi, opatrznościowego męża ściganych, uciśnionych.
I gdy w d. 11 lipca 1791 r. Rewolucya zaniosła do Panteonu prochy herezyarchy, któremu duchowieństwo, jak niegdyś bronionej przezeń artystce Adryannie Lecouvreur, odmówiło w Paryżu pogrzebu, uznane przez to zostało jego piękne, naturalne prawo do ojcostwa nowych dziejów, prawo patronatu nad wiosenną glebą, którą on wykarczował i przeorał tak, jak to mógł zdziałać tylko duch żarny, wielki w wielkiem, zaś w małem — mój ty Boże — nikły, niewidzialny, jako tu wszyscy, z krwi — kości — prochu zjadacze goryczy, aktorowie powszedniego chleba.
To, co było w nim chwiejne, wziął od żarłocznego Chaosa, lecz to, co było niezłomne, płodne — jego niepodzielną tworzyło własność i zasługę.
Dość się zresztą wczytać w sprawę Calasów, pogłębioną przezeń jak rana, by wyczuć jego szlachetną dbałość o losy człowieka i twórczą, rządną kulturę wolności i prawa.[1]
Bywa tu często Voltaire małostkowy, krąży niekiedy dokoła rzeczy lichych, — pozornie lichych. Drobiazgowość jego dociekań jest jednak wytłómaczalna przez chęć uzbrojenia szerokiej opinii ówczesnego świata przeciw uroszczeniom przeszłości.
Jest wreszcie ten namiętny, piekący niepokój zrozumiały zawsze i wszędzie, gdzie interes publiczny wymaga, aby wraz z zabiciem faktu, zabito możliwość jego powtórzenia, aby wielka sprawa nie stała się dziedzictwem krótkiego umiłowania i krótkiej nienawiści, ale żeby do cna wypalono zachorzałe ogniska, całą macierz jednego zdarzenia, które gmin zwykł pojmować, jako narodziny anegdoty lub skandalu, mędrzec — jako groźne, za całość i jedność życia odpowiedzialne znamię epoki.
Molestując króli, dwór, parlament, adwokaturę, pierwsze reprezentatywne osobistości Francyi, rządzącego świata, Voltaire, jak to przyznaje w liście do d’Alemberta, Calasów przed procesem nie znał i nie kierował się w swoich wystąpieniach innymi względami, jak tym nakazem myśli, iż w kraju, gdzie mógł być dokonany mord jurydyczny, zagrożone zostały prawa rozrostu pokoleń, prawa młodości, ciągłość i odrodczy bieg Historyi.
Oto, dlaczego z tak nieubłaganą zaciętością, przypominającą późniejsze czasy terroru powstawał Voltaire na ciemne, aktualne jeszcze siły „starego porządku“.
Mógł potem czas wydoskonalić formę, kształt i rytm jego myśli, wytoczyć z nich krew, gdy czyny rozgałęziły słowo do niepoznania, lecz żadna czasów przemiana nie zetrze z Voltaire’owskiego pomnika w Panteonie wyrazów prostych, a godnych Deklaracyi Praw Człowieka.
„Poëte, historien, philosophe, il agrandit l’esprit humain, et lui apprit qu’il devait être libre. Il défendit Calas, Sirven, de la Barre et Montbailly, combattit les athées et les fanatiques, il inspira la tolérance, il réclama les droits de l’homme contre la servitude dela féodalité“.
(Poeta, historyk, filozof, wyogromnił ludzkiego ducha, uczył go wolności, bronił Calasów, Sirvenów, de la Barre’a i Montbailly’ego, zwalczał ateuszów, fanatyków, głosił tolerancyę, bojował za prawa człowieka przeciw niewoli feodalizmu).

Czytając Voltaire’a dbać często wypada o restytucyę prawdy, zagubionej między wierszami, — należną wszystkim pisarzom, dającym przerzut za polityczno-społeczną treść swej epoki.
Mimo całą świetność wyzwoleńczej literatury stulecia, towarzyskie cnoty ogłady, swobody, wykwintu, tolerancyi, wolność słowa, — nie mając jeszcze odpowiednika w instytucyach, prawach, kulturze zwyczajowej, mogła być wonczas każdej chwili zaprzeczona.
Płonęły jeszcze na placu Grève księgi bogobórcze, kijem przez zbiry obijano autorów, dla lada fantazyi dworaka Cuda, wędrowali poeci do Bastylii lub nawet za granice pięknej Francyi[2], a jednocześnie z sprawą Calasa, chwaląc odwołanie Edyktu Nanetejskiego, w przededniu zniesienia ich kongregacyi, żądali jezuici wytępienia wszystkich protestantów...
Naczelną zasadą życia na przełomie słowa i czynu była nieodpowiedzialność, dowolność, nihilizm społeczny i polityczny.
Sam Voltaire z swoją dla ówczesnych często niedostrzegalną, niezdecydowaną ironią pokory, skromności, należnego szacunku dla autorytetów czasu, zaczepionych w jednym i uświęconych w drugim utworze, mógłby uchodzić za pisarza kompromisowego, gdyby nie wynikająca z całości jego żywota i ducha pewność, że nie tylko w życiu codziennem, ale i w słowie umiał on poświęcać korzyści mniejsze dla większych.
Dworność, ale i służalczość w każdym calu, każdym ukłonie, tańcu, tytułach i uśmieszkach, leżały w charakterze, stylu najswobodniejszych duchów. Herostradytom literatury wybaczano wszystko, prócz rewolucyjnego tonu. Dlatego przełamanie ducha w dwie połowy, było pierwszym nakazem dla ludzi, którzy chcieli działać i podbijać światy słowem.
Wdziewali tę przywiązaną do wieku przewrotną i przewrotową maskę tej miary pisarze, co Montesquieu, Diderot — Voltaire, który przepowiedział Rewolucyę w dziwnie parną i dziwnie niefrasobliwą jej przedchwilę...
Dziś tedy, na wymiennym rynku myśli i wczesne groźby Bastylii zrealizować można, jako wartości dodatkowe pracy.

Grzegorz Glass.




  1. Sprawie Calasów i udziałowi w niej Voltaire’a poświęcamy ostatni rozdział książki ze względów na stronie 166 wyłuszczonych.
  2. Wszystko to na własnej skórze i duchu doświadczył sam Franciszek Marya Arouet — p. de Voltaire.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Grzegorz Glass.