Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

buntem, był Voltaire opiekunem, depozytaryuszem, chrzcicielem.
Jaki czas — taka broń.
Ale ilekroć zachodziła konieczność utrwalania idealnych zdobyczy czasu, Voltaire — rękodajny, dworzanin króla, szambelan Wielkiego Fryderyka, uniżony służka i laudator imperatorowej rosyjskiej, Voltaire — spekulant, lichwiarz, skąpiec, Voltaire — tchórz fizyczny, oćwiczony bezkarnie szpicrutą kawalera de Rohana, — odchodzi za ramę stylowego portretu, jako wizerunek człowieka „na codzień“, człowieka pozorów... Pozostaje kat na katy, wróg na wrogi życia, zakonu mędrców i prawodawców wierny i mężny obrońca.
Z brudnej kuchni życia, która jest zawsze krzywoustą odpowiedzią na przemoc otoczenia, z za kulis pudrowanego theatrum, kędy brak karocy, klejnotu, szlacheckiego przydomku i lokai mógł być dla wybitnej jednostki tragedyą śmiechu, czy śmiechem tragedyi, zależnie od odporności i pogardy, wychodzi Voltaire czysty i niepodległy.
Czcił go przecież i wieńczył naród u schyłku życia, niby ojca ojczyzny, rycerza cywilnej odwagi, opatrznościowego męża ściganych, uciśnionych.
I gdy w d. 11 lipca 1791 r. Rewolucya zaniosła do Panteonu prochy herezyarchy, któremu duchowieństwo, jak niegdyś bronionej przezeń artystce Adryannie Lecouvreur, odmówiło w Paryżu pogrzebu, uznane przez to zostało jego piękne, naturalne