Psychologia tłumu/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Le Bon
Tytuł Psychologia tłumu
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia „Dziennika Polskiego“
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Tłumacz Zygmunt Poznański
Tytuł orygin. Psychologie des foules
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Przedmowa.

Poprzednie nasze dzieło poświęciliśmy opisowi duszy rasy[1], teraz zamierzamy zająć się zbadaniem duszy tłumu.
Całokształt wspólnych cech, które dziedziczność nadaje wszystkim osobnikom pewnej rasy, stanowi jej duszę. Ale gdy pewna ilość tych osobników połączy się, tworząc tłum, samo to ich zbliżenie, jak nas przekonywa obserwacya, wywołuje pewne nowe cechy psychologiczne, wyrastające na pokładzie dawniejszych cech rasowych i niekiedy różniące się od nich głęboko.
Tłumy zorganizowane odgrywały zawsze wybitną rolę w życiu narodów, ale nigdy nie była ona tak doniosłą, jak dzisiaj. Najznamienniejszą cechą wieku bieżącego jest właśnie ta przewaga bezwiednej działalności tłumu nad świadomą działalnością jednostek.
W mych badaniach nad tym trudnym problematem duszy tłumu staram się iść drogą wyłącznie naukową t. j. trzymać się metody ścisłej, pozostawiając na uboczu wszelkie utarte poglądy, teorye i doktryny. Tylko tą drogą można, jak sądzę, odkryć choćby cząsteczkę prawdy, zwłaszcza gdy chodzi o kwestyę traktowaną zazwyczaj z takiem roznamiętnieniem. Uczonemu, który usiłuje skonstatować istnienie pewnego zjawiska, powinno być obojętnem, czy wyniki jego badań naruszą czyjekolwiek interesy. Jeden z wybitnych myślicieli spółczesnych, Goblet d’ Alviela, zauważył niedawno w najświeższej swej pracy, że autor niniejszego dzieła, nie należąc do żadnej ze spółczesnych szkół filozoficznych wypowiada niekiedy poglądy nie znajdujące u żadnej z nich uznania. I niniejszą pracę moją spotka, jak sądzę, wyrok podobny, jestem bowiem zdania, że należeć do jakiejkolwiek szkoły, to znaczy z konieczności dzielić jej przesądy i uprzedzenia.
Winienem jednak wyjaśnić czytelnikowi, dlaczego nieraz dochodzę w mych badaniach do wniosków odmiennych od tych, które na pierwszy rzut oka wydawałyby się zupełnie logicznymi, np. że konstatując niski poziom umysłowy tłumu, nawet zgromadzeń złożonych z samej inteligencyi, twierdzę równocześnie, że pomimo to byłoby niebezpiecznie naruszać ich organizacyę.
Najskrupulatniejsza bowiem obserwacya faktów historycznych przekonała mnie, że organizmy społeczne są również skomplikowane, jak i wszelkie inne i że bynajmniej nie jesteśmy w możności raptownie dokonać w nich zmian gruntownych. Natura działa niekiedy radykalnie, ale nigdy nie używa dróg takich, jakie my jej przypisujemy i dlatego manię wielkich reform uważać należy dla każdego narodu za rzecz najzgubniejszą, chociażby reformy te z teoretycznego punktu widzenia wydawały się doskonałemi. Mogłyby one przynieść pożytek, ale tylko pod tym warunkiem, gdyby udało się kiedykolwiek za jednym zamachem zmienić duszę narodu. Takiej wszakże zmiany tylko czas dokonać jest w stanie. Ludźmi rządzą bowiem idee, uczucia i obyczaje, stanowiące naszą wewnętrzną istotę. Instytucye społeczne i ustawy są tylko przejawem naszej duszy, wyrazem naszych potrzeb, a będąc duszy tej wypływem, nie mogą, rzecz jasna, jej zmienić.
Badania zjawisk społecznych niepodobna oddzielić od badania ludów, wśród których zjawiska te powstały. Ze stanowiska filozoficznego można tym zjawiskom przypisać byt samodzielny, absolutny, ale biorąc rzecz praktycznie, trzeba przyznać, iż mają one byt tylko względny.
Badając zatem jakiekolwiek zjawisko społeczne, powinniśmy je rozważać kolejno ze stron rozmaitych, a wówczas na pewno przyjdziemy do wniosku, że wskazania czystego rozumu często są w sprzeczności ze wskazaniami rozumu praktycznego. Nie masz zjawiska, nawet fizycznego, do którego to rozróżnienie nie dałoby się zastosować. Ze stanowiska absolutnego sześcian i koło są to figury geometryczne niezmienne, ściśle określone przez pewne formuły. Ale w naszem oku figury owe przybierają kształty rozmaite. Perspektywa może przeobrazić sześcian w piramidę lub kwadrat, koło w elipsę lub linię prostą i te formy fikcyjne zasługują na naszą uwagę w stopniu znacznie wyższym, niż formy realne, gdyż one tylko są oku naszemu dostępne i dadzą się odtworzyć na rysunku lub fotografii. Fikcya bywa zatem niekiedy bardziej prawdziwą od rzeczywistości.
Gdybyśmy bowiem przedstawiali przedmioty z zachowaniem dokładnem ich form geometrycznych, wykoszlawialibyśmy naturę do niepoznania. Świat, którego mieszkańcom byłoby danem tylko kopiować lub fotografować przedmioty, bez możności ich dotykania, z największym trudem potrafiłby sobie wytworzyć dokładne pojęcie o ich formie. Znajomość tych form, dostępna jedynie dla nielicznego grona uczonych, przedstawiałaby dla ogółu nieznaczny tylko interes.
Myśliciel, zajmujący się badaniami społecznemi, powinien tedy zawsze pamiętać o tem, że zjawiska społeczne mają oprócz znaczenia teoretycznego jeszcze i znaczenie praktyczne i że ze stanowiska ewolucyi cywilizacyi tylko to ostatnie ma pewną doniosłość. Świadomość zaś powyższej prawdy uczyni go bardzo przezornym przy wyciąganiu wniosków, chociażby logicznie zupełnie uprawnionych.
Ale i inne jeszcze motywy nakazują mu postępować z pewną rezerwą. Zjawiska społeczne są tak skomplikowane, iż niepodobna objąć ich w całości i przewidzieć skutków ich wzajemnego na się oddziaływania. Przypuszczać również należy, iż poza faktami widomymi ukrywają się niekiedy tysiące przyczyn niewidzialnych, a te zjawiska społeczne, które widzimy, zdają się być wypadkową całej masy procesów nieświadomych, po największej części zupełnie niedostępnych dla naszej analizy. Zjawiska dostrzegalne można porównać do fal, które na powierzchni oceanu świadczą o przewrotach odbywających się w jego głębi, zupełnie nam nieznanej. Większość czynów dokonywanych przez tłumy dowodzi najczęściej, że umysłowość ich jest bardzo niską. Ale są również czyny inne, kierowane, jak się zdaje, ową siłą tajemniczą, którą starożytni nazywali przeznaczeniem, naturą, opatrznością, a my zowiemy głosem umarłych, siłą niewątpliwie potężną, aczkolwiek z istoty swej nieznaną. Niekiedy wydaje się, jakoby w łonie narodów spoczywały jakieś siły utajone, które kierują ich życiem. Czyż jest, naprzykład coś bardziej skomplikowanego, bardziej logicznego oraz cudownego niż język? A skądże powstaje ów twór, tak dobrze zorganizowany i subtelny, czyż nie z nieświadomej duszy tłumu? Najpoważniejsze akademie, najwybitniejsi gramatycy z trudem tylko rejestrują prawa rządzące językiem, ale są przecież zupełnie niezdolni go stworzyć. A o genialnych ideach wielkich ludzi czyż możemy napewne twierdzić, że są one wyłącznie ich dziełem? Zapewne, idee te stworzyły umysły pojedynczych ludzi, ale czyż to nie dusza tłumu nagromadziła składowe części namułu, na którym owe idee wyrosły?
Nie ulega wątpliwości, iż tłumy działają zawsze nieświadomie, ale właśnie ta nieświadomość jest może tajemnicą ich potęgi. Wszak w naturze są istoty, które, kierując się tylko instynktem, wykonywają czyny zdumiewająco skomplikowane.
Rozum jest w rozwoju ludzkości nabytkiem zbyt świeżej daty i zbyt jeszcze niedoskonałym, aby mógł nam odkryć prawa procesów nieświadomych, a tembardziej je zastąpić. We wszystkich naszych czynnościach rola tych procesów jest olbrzymią, a rola rozumu niezmiernie małą. Nieświadomość atoli jest potęgą dotąd jeszcze niezbadaną.
Jeżeli zatem pragniemy pozostać w wąskich ale pewnych granicach rzeczy, które nauka może poznać, nie zaś błądzić po bezdrożach nieokreślonych domysłów lub bezcelowych hipotez, powinniśmy poprzestać na konstatowaniu dostępnych dla nas zjawisk i na tem się ograniczyć.
Wszelkie wnioski, wyciągane z naszych spostrzeżeń, są zazwyczaj przedwczesne, gdyż poza zjawiskami, które widzimy dobrze, istnieją inne, które widzimy już niedokładnie, a jeszcze dalej, poza temi ostatniemi, są takie, których nie widzimy wcale.







  1. Psychologia rozwoju narodów w przekładzie Juliana Ochorowicza. Warszawa 1898.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gustave Le Bon i tłumacza: Zygmunt Poznański.