Prelekcja
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prelekcya |
Pochodzenie | Piosnki i satyry |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Dziś, rozbierzemy panowie
Wyraz Banialuka, który
Mieści w swoim źródłosłowie,
Wątpliwości całe góry.
Wielu uczonych traktuje
Wyraz ten, tak, od niechcenia;
Ja przeciwnie, rzecz wysnuję
Z przekonania i z sumienia.
Jeden z naszych mędrców kładzie
Nacisk na sylaby Ba-ka;
Sprzeciwiam się téj zasadzie
Uczonego współrodaka.
On z tego punktu wychodzi,
Że ksiądz pisze banialuki;
To niczego nie dowodzi,
Tak rozumują nieuki.
Drugi chwyta brzmienie Ba-nia,
Która, że jest wewnątrz pusta,
Według jego przekonania
Wyraz ten kładzie nam w usta.
Ależ nieba najłaskawsze!
To brednia, brednia zupełna!
Bania nie jest pustą zawsze,
Nalawszy ją, bywa pełna.
Inny również źródłosłowu
W pojęciu pustości szuka;
I radzi nam oto znowu
Brać skrajne sylaby Lu-ka.
Etymologję opierać
Na zbiegu skrajnych końcówek!
Z takim niema co się spierać
Bo to wyraźny półgłówek.
Najsławniejszy badacz bierze
Sylaby Lu-ba i Ka-nia;
Kochanka! i dzikie zwierze!
Kontrast, według jego zdania,
Ma tu rzecz dobrze malować;
W tém niema najmniejszéj racji;
Możemy mu powinszować
Umysłowéj aberracji.
Jest jeszcze wielki uczony,
Któremu pierwsza sylaba,
Pierwszy dźwięk, byle zdwojony
Wytyczną; jak tutaj Ba-ba.
Szanowny uczony w błędzie;
Bo baba choć brednie plecie,
To nie każda i nie wszędzie;
Różne są baby na świecie.
Ja, kwestję stawiam inaczéj,
Z ogólnego stanowiska;
I każdy z panów zobaczy,
Jak z zamętu światło błyska.
Ja zdwajam sylaby razem,
Co do jednéj dla badania;
I występuję z obrazem:
Ba-ba, Lu-lu, Ka-ka, Nia-nia.
Tu, sam dźwięk, poparty wiedzą,
Stawia na oczy odrazu,
Że tak niemowlęta bredzą;
Więc tu i źródło wyrazu.
Ten systemat w mojéj głowie
Wykiełkowała nauka;
Teraz wiecie już panowie,
Jak się rodzi Banialuka.